W Dolnośląskim Centrum Onkologicznym odwiedzin u chorych nie ma od pół roku. W szpitalu leżą ci, którzy wymagają długiego leczenia, nierzadko są w bardzo ciężkim stanie. Do tej pory od ogłoszenia stanu pandemii zaledwie kilka razy rodziny zwróciły się do kierowników oddziałów o zgodę na widzenie z bliskimi.
Czytaj też: Epidemia się rozpędza. Czy służba zdrowia to wytrzyma?
Rzadkie przypadki. Co to znaczy?
– Rodziny naszych pacjentów są bardzo zdyscyplinowane. Wiedzą, że to chorzy z grupy wysokiego ryzyka, i nie chcą ich dodatkowo narażać, nawet nieświadomie. Dlatego od pół roku nie tylko nie ma zwykłych odwiedzin, co wynika z przyjętych zarządzeń, ale też niezwykle rzadko ktoś z bliskich zwraca się z prośbą o pozwolenie wejścia na oddział – tłumaczy Agnieszka Czajkowska-Masternak, rzeczniczka Dolnośląskiego Centrum Onkologicznego.
Te rzadkie przypadki to tak naprawdę dwie sytuacje. Raz córka poprosiła o możliwość pożegnania się z umierającą matką. W drugim przypadku bliscy przekazali na oddział rzeczy niezbędne dla chorego.
– Inaczej sytuacja wygląda w szpitalach wielospecjalistycznych, tam, gdzie są oddziały internistyczne, diabetologiczne, endokrynologiczne, neurologiczne, a pacjenci są często starsi, wymagają dodatkowej opieki, której personel nie jest w stanie sam zapewnić, czy po prostu leżą po kilka tygodni – mówi lekarka z oddziału internistycznego szpitala w mieście wojewódzkim na południu Polski.
Czytaj też: