Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Lekarze alarmują: Za chwilę będziemy tu mieli Lombardię

Oddział zakaźny w szpitalu Uniwersyteckim UJ w Krakowie Oddział zakaźny w szpitalu Uniwersyteckim UJ w Krakowie Jakub Włodek / Agencja Gazeta
Co z tego, że w szpitalu mamy respiratory, skoro nie mamy ludzi do ich obsługi – mówią lekarze. Jeszcze ostrzej oceniają Polaków, którzy kontestują pandemię.

Szpital Uniwersytecki w Krakowie ma być przekształcony decyzją wojewody w placówkę jednoimienną, do której będą trafiać pacjenci z covid-19. To jedyny szpital kliniczny, któremu wyznaczono takie zadanie. Kilka dni temu prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, na antenie TVN24 ostro skrytykował zarządzenie przedstawiciela rządu: „Leczymy tam pacjentów po przeszczepach nerek czy z zaawansowaną chorobą nowotworową. Żadna inna jednostka nie dysponuje kadrą i aparaturą medyczną, by pomóc chorym. Tę decyzję trzeba cofnąć”.

W krakowskim szpitalu pracuje Grzegorz Siwek, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów. Jego dyżurka znajduje się nad podjazdem dla karetek przy SOR-ze. Idealny punkt obserwacyjny.

Jak jest? Źle. A będzie bardzo źle. Jesteśmy wprost na drodze do scenariusza, jaki widzieliśmy w Lombardii. Co z tego, że akurat mamy respiratory (choć dla jasności: nie w takiej liczbie, żeby postawić je przy każdym łóżku, jeśli taka będzie konieczność). Nie mamy ludzi do obsługi tego sprzętu – mówi wyraźnie zrezygnowany dr Siwek.

Niech antycovidowcy pomagają w szpitalach

Respirator, czyli urządzenie wspomagające oddech, wymaga nie tylko znajomości instrukcji obsługi, ale też wiedzy o tym, jak przebiega proces oddychania, jak pracują płuca, czym jest tzw. pułapka powietrzna (chory wdycha więcej powietrza, niż jest w stanie wypuścić z płuc, co powoduje ich rozdęcie), czym ciśnienie szczytowe (po jego osiągnięciu respirator przerywa wdech, aby zabezpieczyć pacjenta przed urazem ciśnieniowym).

Reklama