W sejmowej komisji finansów publicznych trwają prace nad ustawą budżetową, którą trzeba będzie lada chwila uchwalić. W projekcie znalazły się blisko 2 mld zł na media publiczne. Dzięki ogromnym dotacjom dla rządowych ośrodków propagandy PiS ustrzeże się konfliktu na tym tle z prezydentem Andrzejem Dudą, który, jak pamiętamy, z dużymi oporami podpisał w marcu, u progu pandemii, ustawę o dofinansowaniu mediów analogiczną kwotą, żądając w zamian głowy Jacka Kurskiego.
Kurski faktycznie musiał opróżnić na kilka miesięcy fotel prezesa telewizji, co upokorzyło nie tylko jego, lecz przede wszystkim Jarosława Kaczyńskiego, który nie znosi, gdy ktoś sprzeciwia się jego woli. Poza tym prezes zdaje się szczerze wierzyć w mistrzostwo swojego „szefa propagandy”. Faktycznie nie ma on żadnych skrupułów ani hamulców w stosowaniu najbardziej brutalnych chwytów propagandowych i manipulacji, czego wyrazem była zwłaszcza tegoroczna kampania wyborcza. Duda miał przynajmniej tę satysfakcję, że Kurski z wielką gorliwością mu służył, zmuszony do tego przez ich wspólnego patrona.
Władzę ma ten, kto kontroluje telewizję
Jednakże to już historia. Jeśli nam się dzisiaj przypomina, to za sprawą przewodniczącego komisji finansów Henryka Kowalczyka z PiS, który zaproponował drobne poprawki w artykule ustawy budżetowej mówiącym o emisji skarbowych papierów wartościowych, czyli dotacji na kwotę nie wyższą niż 1,95 mld zł z tytułu rekompensaty za utracone wpływy mediów publicznych z racji ulg i zwolnień od obowiązku opłacania abonamentu.