Ta wiadomość zelektryzowała wszystkich. 15 grudnia po mediach społecznościowych rozeszła się informacja, że „znowu będą majstrować przy konwencji stambulskiej”. I choć potwierdziły się uspokajające zapowiedzi posłanki Anity Kucharskiej-Dziedzic, w końcu weteranki działalności antyprzemocowej, że omawiany na komisji projekt ustawy, druk 822, „w tym kształcie nie jest w żaden sposób niebezpieczny”, to połączone posiedzenie komisji spraw zagranicznych i komisji sprawiedliwości i praw człowieka należałoby pokazywać na lekcji Wiedzy o Społeczeństwie, by zobrazować ścieranie się różnych światopoglądów politycznych na polu, które przecież w deklaracjach powinno być zupełnie niekontrowersyjne, a mianowicie walki z przemocą wobec kobiet i przemocą domową.
Odpowiedź na wymogi… kalendarzowe
W posiedzeniu wzięło udział aż troje polityków w randze ministra (a właściwie sekretarza stanu): Piotr Wawrzyk z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Marcin Romanowski z Ministerstwa Sprawiedliwości (zdalnie) oraz Anna Schmidt-Rodziewicz, od marca pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania usytuowana przy resorcie rodziny. Ze strony opozycyjnej też pojawili się „wszyscy święci”: Barbara Nowacka i Kamila Gasiuk-Pihowicz z KO, wspomniana Anita Kucharska-Dziedzic oraz Krzysztof Śmiszek z Lewicy, europoseł Łukasz Kohut, sprawozdawca w Parlamencie Europejskim z działań na rzecz ratyfikacji konwencji przez Unię jako całość, i Hanna Gill-Piątek, samodzielnie reprezentująca w Sejmie ruch Polska 2050 Szymona Hołowni.
W istocie druk 822 zawierał odpowiedź na wymogi... kalendarzowe. Przy ratyfikacji konwencji stambulskiej państwa strony mogły zgłaszać zastrzeżenia do części zapisów, w szczególności odnośnie do kwestii odszkodowań czy ścigania cudzoziemców przebywających na ich terytorium za przestępstwa popełnione gdzie indziej, ale również – takie zastrzeżenie zgłosiła Polska – co do zasady ścigania z urzędu przestępstw o charakterze przemocy fizycznej, seksualnej, przymusowego małżeństwa, okaleczania narządów płciowych kobiet