Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiedział, że jego resort złoży wniosek o wypowiedzenie Konwencji Rady Europy o Zapobieganiu i Zwalczaniu Przemocy wobec Kobiet i Przemocy Domowej. Ani Bruksela, ani Strasburg na szybko niewiele mogą z tym zrobić.
Czytaj też: Dlaczego PiS boi się konwencji stambulskiej?
Konwencja stambulska. Co może Europa?
„Opuszczenie konwencji stambulskiej byłoby godne ubolewania i byłoby poważnym krokiem wstecz w ochronie kobiet przed przemocą” – tak sekretarz generalna Rady Europy Marija Pejčinović Burić zareagowała na informacje z Polski. W tym samym tonie komisarz ds. równości Helena Dalli za pośrednictwem mediów społecznościowych ogłosiła, że informacje o wycofaniu się z konwencji przez „którykolwiek kraj członkowski UE są alarmujące”. A już w poniedziałek Komisja Europejska powtórzyła, że jej priorytetem jest przystąpienie UE do tej konwencji Rady Europy, którą Bruksela – w zakresie uprawnień unijnych instytucji – podpisała już w 2017 r.
Szkopuł w tym, że z racji sprzeciwu kilku krajów nie zanosi się, by zatwierdzenie tej decyzji było możliwe.
Konwencji stambulskiej nie podpisały tylko Rosja i Azerbejdżan, czyli dwa z 47 krajów należących do Rady Europy. Umowę podpisało, ale dotąd nie ratyfikowało łącznie 11 członków RE, w tym sześciu należących do Unii (Węgry, Bułgaria, Czechy, Słowacja, Łotwa, Litwa), i to mimo apelu-rezolucji Parlamentu Europejskiego z jesieni 2019 r.