Jest 1 lipca 2017 r., godzina 19.50. Proboszcz pędzi samochodem do Gorzowa. Był poza miastem, gdy wikary powiadomił go telefonicznie, że katedra płonie. „Jestem wstrząśnięty i zszokowany” – odpowiadał na gorąco proboszcz Zbigniew K. (wtedy jeszcze pod całym nazwiskiem). Drugi szok proboszcz K. przeżył w 2019 r., gdy prokurator oskarżył go i jego poprzednika o celowe zaniedbania w zabezpieczeniu świątyni. W katedrze brakowało systemu sygnalizacji pożarowej, badań rezystancji instalacji elektrycznej, ognioodpornych drzwi oddzielających wieżę, instrukcji pożarowej – wyliczał oskarżyciel. Nie zarzucił księżom, że „wzięli dwa kanistry benzyny i podpalili katedrę”, ale internet i tak ich zhejtował „za pożar”.
„Myślę o Jezusie, o tym, jaki dał nam przykład. Jako kapłan też muszę nieść swój krzyż” – wyznawał ksiądz Zbigniew K. tuż przed kolejną rozprawą apelacyjną. W marcu 2021 r. został skazany na karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok, 7-tysięczną grzywnę i zakaz pełnienia funkcji związanych z ochroną przeciwpożarową.
O, znowu się włączył
Ogień wybuchł w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej „tuż nad poziomem dzwonów”. Były wikariusz katedry zeznał w sądzie, że przed mszą feralnego 1 lipca „ze dwa–trzy razy” włączył się alarm przeciwpożarowy. Wikary nie zareagował, bo gdy alarm wył, najwyżej „wywalało bezpieczniki”. O tym, że świątynia płonie, powiadomił go w czasie mszy jeden z parafian. 70 wiernych natychmiast opuściło katedrę. Po chwili z wieży buchały już płomienie.
Były i obecny proboszcz zostali postawieni w stan oskarżenia za to, że jako „zarządcy obiektu budowlanego sprowadzili zagrażające życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarach bezpośrednie niebezpieczeństwo pożaru”.