MATEUSZ WITCZAK: Kiedy Sasza powiedział ci, że jest Saszą?
EWELINA SŁOWIŃSKA: Kiedy miał 13 lat. Odprowadzał mnie do metra, co było dość dziwne, bo nigdy tego nie robił. Powiedział, że musimy porozmawiać. Byłam zaskoczona, bo miał wtedy poważną depresję i w ogóle nie bardzo chciał gadać. W pewnym momencie zebrał się w sobie i powiedział, że jest chłopcem.
Usłyszałam te słowa… ale w ogóle do mnie nie dotarły, wpadły jednym uchem, a wypadły drugim. To była bomba z opóźnionym zapłonem, dopiero wieczorem, gdy przyszłam do domu, zajarzyłam, co usłyszałam. Następnego dnia zadzwoniłam do niego i zapytałam, czy może do mnie wpaść, bo mieszkał wtedy u taty. Przeprosiłam go i słusznie, bo czuł się zawiedziony moją początkową reakcją. Przez sześć godzin rozmawialiśmy i opowiedział mi wszystko, co wiedział o transpłciowości.
Czytaj także: „Prawem wuja”. Dlaczego Krystyna Pawłowicz to robi?
Byłaś przygotowana?
Działałam już w mojej firmowej organizacji LGBT, obchodziliśmy Światowy Dzień Coming Outu… Natomiast nie miałam absolutnie żadnego pojęcia o transpłciowości. Słyszałam o niej, jasne, ale teraz – z perspektywy czasu – widzę, że to był dla mnie zupełnie obcy temat.
Co rodzic powinien zrobić, by dziecko, które właśnie wyoutowało się jako osoba transpłciowa, poczuło się komfortowo?
W pierwszym momencie rodzice reagują często niedowierzaniem, wręcz szokiem… I te reakcje są OK, ja je naprawdę rozumiem. Natomiast dobrze by było powiedzieć dziecku: cudownie, że do mnie przyszedłeś, że masz do mnie zaufanie i chcesz o tym porozmawiać.