„Bogurodzica” to dla Alicji dość dziwaczne słowo. Nie może zrozumieć, dlaczego Latarnik nie zapalił latarni. No i jakoś nie kojarzy słynnego „Pana Tadeusza” – dziwne, bo przecież wiadomo, że każdy prawdziwy Polak na pamięć zna Inwokację.
Całe życie spędziła za granicą. Do polskiej szkoły trafiła przypadkiem i wiele rzeczy nie może przestać jej dziwić. Dlatego wciąż i o wszystko pyta, a Krzysztof Banaszczyk próbuje odpowiadać.
Od początku pandemii udziela Alicji zdalnych korepetycji z polskiego. Pomaga jej się przygotować do egzaminu ósmoklasisty. To jego praca dodatkowa, po godzinach. Bo na co dzień uczy polskiego w zupełnie wyjątkowym jak na Polskę miejscu – zagrożonej zamknięciem małej wiejskiej szkole, w której większość uczniów to dzieci z ośrodka dla cudzoziemców.
W temacie przybliżania polskości niewtajemniczonym Krzysztof Banaszczyk doświadczeń ma więc sporo, musi jednak przyznać: tak skomplikowanego dydaktycznie przypadku jak Alicja jeszcze nie spotkał.
„Rozwijanie szacunku dla wiedzy, wyrabianie pasji poznawania świata i zachęcanie do praktycznego zastosowania zdobytych wiadomości”
Z Polską już od życia płodowego Alicja nie miała wiele wspólnego. Oczywiście oprócz matki, która w ósmym miesiącu ciąży pojechała rozpocząć nowe życie w Londynie, no i ojca, dyplomaty – to z powodu jego nowej pracy w 2007 r. całą trójką wyjechali za granicę.
W ich rodzinie wątek wielokulturowy od zawsze przewijał się gdzieś między słowami – były opowieści o wujku, który ze 100 dol. w kieszeni drogą lądową pojechał do Indii, a matka Alicji Marta ma polsko-żydowskie korzenie.