MARTYNA BUNDA: Pandemia przyniosła dziesiątki nowych problemów?
ARKADIUSZ KARWACKI: Nie tyle je wywołała, ile uwypukliła te, które istniały. Zadziałała niemal jak dziecięcy zespół pocovidowy, znany jako PIMS – uaktywniła wszystkie słabe punkty w społecznym organizmie. Ujawniła je w soczewce, stały się więc jeszcze dotkliwsze. Może już zbyt dotkliwe, byśmy byli w stanie je unieść.
W pamiętnikach, które przeanalizowaliśmy, wybija się kwestia relacji Polaków z państwem. Obywatelstwa, intuicyjnie rozumianego jako prawa i obowiązki, z nieodłącznym pytaniem: „Do czego mam prawo?”. Jak wskazuje jeden z autorów: „Przywykłem już do tego, że sprawiedliwość społeczna w Polsce (zwana też solidarnością, skądinąd dodanie do słowa sprawiedliwość przymiotnika sprawia, że traci swoje znaczenie) polega na tym, że im więcej się pracuje, tym więcej różnorodnych danin trzeba zapłacić. Natomiast w razie problemów odwrotnie – im więcej się pracowało, tym mniej się dostanie”.
W warunkach pandemii jeszcze wyraźniej widać, że państwo zawodzi jako odpowiedź na potrzeby np. klasy średniej, a jednocześnie w tym dziwnym czasie bardziej niż kiedykolwiek ingeruje w życie i nakłada ograniczenia. Także w świetle nakładanych ograniczeń pojawia się frustracja, której podstawą jest konfrontacja tego, czego się w narracji ode mnie oczekuje, i tego, na co mogę liczyć.
Tu także warto oddać głos jednemu z naszych autorów: „Pandemię postrzegam jako gwóźdź do trumny instytucji, organizacji, sojuszy, stylów rządzenia, systemów politycznych i ekonomicznych.