Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

LGBT wyjeżdżają z Polski. Normalność zaczyna się tuż za granicą

Osoby LGBT emigrują, bo chcą wreszcie wziąć ślub i adoptować dzieci. Osoby LGBT emigrują, bo chcą wreszcie wziąć ślub i adoptować dzieci. Delia Giandeini / Unsplash
Jesteś zamknięty w domu, trwa pandemia, a prezydent twojego kraju mówi ci, że nie jesteś człowiekiem. Jak miałam się czuć? – mówi 31-letnia Marta, która kilka miesięcy temu wyemigrowała ze swoją dziewczyną do Berlina.

Coraz częściej zgłaszają się do nas osoby, zazwyczaj pary, z pytaniem o to, dokąd można wyjechać, by uregulować swoją sytuację rodzinną lub adoptować dzieci – mówi „Polityce” Slava Menlyk, dyrektor zarządzający Kampanii Przeciw Homofobii. Już w 2015 r., na kilka miesięcy przed pierwszym z wyborczych zwycięstw Zjednoczonej Prawicy, KPH wydała przewodnik „Związki osób tej samej płci w Europie”. Dwa lata później zaś bliźniaczą publikację na temat rodzicielstwa par nieheteronormatywnych.

Cena dyskryminacji? 9,5 mld zł

Ilu emigruje? Trudno to oszacować w kraju, który nie dostrzega osób LGBT+ nawet podczas Spisu Powszechnego. Wiadomo jednak, że ich exodus uderza państwo po kieszeni, bo nietolerancja hamuje wzrost gospodarczy. Kilka dni temu badacze Open For Business udostępnili raport, z którego wynika, że z powodu dyskryminacji osób nieheteronormatywnych Polska może tracić nawet 9,5 mld zł rocznie (0,43 proc. PKB). Hejt nie stwarza dobrych warunków dla biznesu, bo skutkuje mniejszymi inwestycjami z zagranicy, prowadzi też do wyciekania z państwa „zawodów przyszłości” – wyjątkowo chodliwych na rynku pracy specjalistów, którzy emigrują do Niemiec, Szwajcarii, Irlandii czy Holandii. To znane w socjologii od lat 60. zjawisko tzw. drenażu mózgów.

Jesienią ubiegłego roku w stronę niemieckiej granicy ruszyła, wraz z dziewczyną, specjalistka ds. social mediów Marta Małachowska. Kilka miesięcy wcześniej przeżyła załamanie nerwowe. Od wielu lat boryka się z depresją, ale w 2020 r. było wyjątkowo źle, bo doszedł lockdown. Gdy zaczęła się kampania prezydencka i homofobiczne szarże Dudy, Czarnka, Kaczyńskiego, Jędraszewskiego i Żalka, poczuła, że ma dość. Rozważały z partnerką wyjazd już od jakiegoś czasu, ale zawsze powtarzały, że jeszcze nie jest tak bardzo źle. – No i w wakacje zrobiło się bardzo źle – wzdycha. – Jak miałam się poczuć? Jesteś zamknięty w domu, nie możesz wyjść, nie możesz wyjechać, a prezydent twojego kraju mówi ci, że nawet nie jesteś człowiekiem.

„To kwestia elementarnego bezpieczeństwa”

W przypadku moim i mojego męża straty dla Polski nie są duże – wyjaśnia Jacek Dehnel. Pisarz trzy lata temu, w 15. rocznicę związku, wziął w londyńskim ratuszu ślub z Piotrem Tarczyńskim. Później wyjechali na stypendium do Berlina i tam już zostali. – Piszemy i tłumaczymy książki na polski rynek, gdy otworzą się granice, to będziemy jeździć do kraju na spotkania autorskie – dopowiada Dehnel, według którego polskie PKB straci raczej na jego przyjaciołach: biochemiku, który przeprowadził się z mężem do Londynu, i architekcie krajobrazu pracującym w Niemczech.

Możliwość sformalizowania związku to kwestia elementarnego bezpieczeństwa. Kiedy miałem 25 lat i byłem na początku życia z Piotrem, to obawa, że któryś z nas dostanie raka i umrze, była mniej paląca niż teraz. A teraz jest mniej paląca, niż gdy będziemy mieli sześćdziesiątkę czy siedemdziesiątkę – mówi pisarz.

Dehnel podkreśla, że walka toczy się nie o związki partnerskie, ale o równość małżeńską. – Wyobraźmy sobie, że ktoś pozwala białym i czarnym łączyć się w pary, jednak – z powodów światopoglądowych – nie pozwala im na śluby, ale na „związki partnerskie”. To byłaby oczywista dyskryminacja. Tymczasem w sprawie osób LGBT+ nawet politycy, którzy uważają się za tolerancyjnych, mówią o tym, że równość to „przesada” czy „radykalizm”.

Polski pacjent

W październiku ubiegłego roku wraz z suczką Bonnie do Hamburga wybył Alexander Olbratovsky, ekspert ds. rekrutacji. Polskę, i owszem, lubi, ale od jakiegoś czasu nie czuł się w niej bezpiecznie. – Nie ukrywam, że wynika to z mojej transpłciowości. Po coming oucie pojawił się dystans i sporo nieprzyjemnych sytuacji. Ludzie zaczęli widzieć we mnie nie osobę, ale rzecz: z jednej strony narzędzie ideologii, z drugiej – przedmiot zainteresowania. Czuł, że nawet przypadkowi przechodnie traktują go jak chodzący podręcznik z zakresu transpłciowości.

A już o polskich lekarzach i urzędach mógłbym opowiadać godzinami – wzdycha Olbratovsky. – Raz lekarz polecił mi egzorcystę, kiedy indziej endokrynolog nie miała problemu, by zapytać mnie, w jaki sposób uprawiam seks i jak się czuję ze swoimi genitaliami. Żebym ja jeszcze przyszedł do niej po receptę na testosteron, ale ja tam byłem, bo mam problemy z tarczycą. Czułem się jak małpa w cyrku.

Po wyprowadzce do Hamburga Olek poszedł do przychodni, żeby zrobić sobie test na covid-19. Lekarz zerknął w dokumentację i ze zdziwieniem stwierdził, że w danych pacjenta chyba jest błąd; leczył wielu Polaków i zapamiętał, że imiona męskie nie kończą się na „a”. Olbratovsky wytłumaczył, że jest osobą transpłciową, ale jeszcze przed urzędową zmianą. Doktor nie mógł zmienić personaliów w systemie, ale na każdym z dokumentów medycznych Olbratovsky′ego pojawiły się adnotacje, jak należy się do niego zwracać. – Lekarz zadzwonił nawet do laboratorium, by powiedzieć, że jego pracownicy mają zlekceważyć to, co widzą w systemie, a moje wyniki badań mają mieścić się w męskich pułapach.

Zapoznając się z niemieckim rynkiem pracy, odkrył zaś ze zdziwieniem, że w opisie stanowisk pracodawcy poszukują zawsze „mężczyzny, kobiety albo osoby innej tożsamości płciowej”. I że już w ogłoszeniu informują, że stawiają na równe traktowanie pracowników, bez względu na ich płeć, orientację psychoseksualną, pochodzenie i wiarę.

Tego nie zaczął PiS

Jak przyjechałyśmy do Berlina i stanęłyśmy naprzeciwko naszej kamienicy, zobaczyłyśmy wielką, tęczową flagę – wspomina Małachowska. – Ale tu naprawdę nie chodzi o wielkie gesty, ja się nie spotkałam w Niemczech ani z owacją na stojąco, ani z krzywymi spojrzeniami. Jestem tu człowiekiem jak każdy inny. Nikt nie zwraca uwagi, z kim się trzymam za rękę.

Na pytanie, co musiałoby się zmienić, by wrócili do Polski, moi rozmówcy mówią jednym głosem: rząd. I społeczeństwo. – Musiałaby zniknąć nienawiść – ocenia Olbratovsky. – Po wyjeździe z Polski nabiera się do niej dystansu, ale w kraju traktujemy tę nienawiść jako coś domyślnego. To się nie zaczęło z PiS. ONR, Młodzież Wszechpolska, Ordo Iuris... Oni wszyscy działali przed ich zwycięstwem wyborczym. Natomiast, puentuje, od czasu przejęcia władzy przez Zjednoczoną Prawicę część społeczeństwa zaczęła czuć się ze swoją nienawiścią zupełnie swobodnie. Dyskryminacja wkroczyła do politycznego mainstreamu.

Jeśli chodzi o prawo i debatę publiczną – ocenia Melnyk – zrobiliśmy kilka poważnych kroków do tyłu. Z drugiej strony duża część zwykłych Polek i Polaków nie daje się nabrać na falę nienawiści, która wezbrała podczas poprzednich kampanii. Społeczność LGBT+ wychodzi po takich atakach wzmocniona, choć mają one też bardzo przykre konsekwencje, np. rosnące przyzwolenie na przemoc fizyczną.

60 proc. za związkami partnerskimi

Nie wiemy, jak wielki rów przyjdzie nam zakopywać w związku z kampanijnymi nagonkami na osoby LGBT+, ale do niedawna wydawało się, że w szybkim tempie stajemy się tolerancyjnym społeczeństwem. – Polska się zmienia, widzieliśmy to po liczbie marszów równości, które przed pandemią zaczęły się odbywać nawet w mniejszych miejscowościach – twierdzi działacz. Z przeprowadzonego w 2019 r. sondażu Eurobarometru wynika, że równość małżeńską akceptuje 45 proc. obywatelek i obywateli (w ciągu czterech lat wzrost o 17 pkt). W badaniu IPSOS dla OKO.press 60 proc. ankietowanych opowiedziało się natomiast za związkami partnerskimi.

Idzie zmiana pokoleniowa, widzimy ją i na ulicach, i w badaniach opinii publicznej, i w mediach – mówi Dehnel. – Zmienia się wzorzec mówienia o mniejszościach, nagle na okładkach pojawiły się nie technoparady z Berlina, ale pary osób LGBT+, sami zresztą wystąpiliśmy z Piotrem na okładce „Polityki”. Słusznie, bo jak się robi materiał o heteroseksualności, to przecież nie ilustruje się go zdjęciem półnagiej tancerki z Rio.

Swoją cegiełkę, dopowiada pisarz, dorzuciły Agnieszka Graff, Sylwia Chutnik i inne osoby publiczne, które zdecydowały się w ostatnich miesiącach na coming out. No i politycy, którzy zaczęli przychodzić na marsze równości, stanęli też przy osobach LGBT+ podczas ubiegłorocznych protestów, jeździli po komisariatach za zatrzymanymi. – To są zmiany, które zachodziły w Stanach 40 lat temu. Gdybyśmy nie mieli gorsetu władzy PiS i jego dominacji w mediach publicznych, ten proces przeszedłby jeszcze szybciej.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną