JOANNA CIEŚLA: – Od terapeutów pracujących z młodzieżą słyszę, że radykalnie przybywa im zgłoszeń osób przeżywających wątpliwości dotyczące tożsamości płciowej albo seksualnej. Według niektórych specjalistów w ostatnim roku ten temat pojawiał się w gabinetach tyle razy, co w całej poprzedniej dekadzie. Czy pani też to obserwuje?
MARTA DORA: – Tak, pacjentów, którzy przychodzą w sprawach związanych szczególnie z problematyką tożsamości płciowej, zdecydowanie przybywa. W swojej praktyce seksuologicznej zaczęłam ten wzrost dostrzegać nawet nieco wcześniej. I wiem, że są to nie tylko realia Polski. Od mniej więcej pięciu, może ośmiu lat eksperci z ośrodków zajmujących się tym obszarem – czy to w Wielkiej Brytanii, czy w Belgii, czy w USA – raportują: tej młodzieży jest więcej. I są to wzrosty kilkusetprocentowe.
W Polsce takich statystyk nie ma?
Nie ma. W wymienionych krajach działają wyspecjalizowane placówki – jedna, dwie Gender Identity Clinics. Zgłaszają się tam osoby z całego kraju, co pozwala całościowo obserwować zmiany. W Polsce nie funkcjonuje takie centrum. Można zbierać statystyki z pojedynczych poradni seksuologicznych czy oddziałów, ale jest to bardzo rozproszone. Natomiast z naszych kontaktów środowiskowych wynika, że trend jest taki sam jak w wielu innych krajach. I o ile wcześniej do specjalistów częściej zgłaszały się osoby z dysforią, cierpiące z powodu niezgodności płciowej, o tyle w ostatnim roku więcej jest zgłoszeń od młodych, którzy po prostu nie odnajdują się w zero-jedynkowości. „Nie do końca czuję się chłopakiem”, „Chyba nie jestem stuprocentową dziewczyną” – mówią. Ale nie zawsze ich to boli.
A dysforia znaczy cierpienie?