Właśnie zapytałem uczennicę o cechy stylu romantycznego, ale zamiast odpowiedzi albo chociaż próby wymyślenia czegoś, usłyszałem pretensje: „Skąd mam to wiedzieć, przecież nie mogę zajrzeć do internetu?”. Rzeczywiście zabroniłem korzystać ze smartfonu podczas lekcji. Jesteśmy w szkole, zatem odpowiadamy z głowy, najlepiej przy tablicy, żeby koledzy nie podpowiadali. Trudno się będzie do tego przyzwyczaić.
Podczas lekcji zdalnych uczniowie nabrali zwyczaju pracy z telefonem w ręku. Na pytania odpowiadali, poszukując danych w internecie. Wyrobili się tak bardzo w błyskawicznym pozyskiwaniu informacji, że nauczyciele mogli nie zauważać, iż to nie jest wiedza z głowy. Uczniowie przestali zakuwać, nauczyli się bowiem szukać informacji. Jednak szkoła tradycyjna nie ceni wiedzy odnalezionej w sieci, informacje trzeba zapamiętać i umieć odtworzyć z głowy na zawołanie.
Uczniowie coraz bardziej niecierpliwi
Zauważyłem, że w sali lekcyjnej uczniowie stali się bardzo niecierpliwi. Kiedy podałem kilka nazwisk pisarzy XIX w., koniecznie chcieli sprawdzić w telefonie, kim oni są. W czasach sprzed pandemii poczekaliby cierpliwie, aż im powiem albo pokażę na slajdzie. Teraz chcą natychmiast sami przeczytać w telefonach, kim jest dana postać. Przyzwyczaili się bowiem, że nauczyciel mówi, a oni szukają w internecie tego, co ich zainteresowało. Tak pracowali przez rok. W murach szkoły nie wolno im robić tego, co chcą. Uczą się pod kierunkiem nauczyciela. A nauczyciel zabrania zaglądać do internetu.
Słuchanie monologu nauczyciela, przepisywanie treści z tablicy albo sporządzanie notatki z tego, co mówi belfer, uczniom już nie wystarcza. Chcieliby iść z tematem dalej, kierując się własnymi potrzebami, ale bez komórki nie mogą.