AGATA SZCZERBIAK: Czy nie boi się pani wyrzucenia z pracy w zamian za akcję #CzarnekJesteśUPani?
AGNIESZKA JANKOWIAK-MAIK: Bierność jest pewnego rodzaju wspieraniem, a ja uważam, że trzeba zrobić wszystko, by Przemysław Czarnek nie pełnił funkcji ministra edukacji. Oczywiście, że wolałabym zajmować się tylko tym, co robię na co dzień, czyli szkolić nauczycieli i nauczycielki, wymyślać nowe akcje, promować społeczeństwo obywatelskie, ale są momenty, gdy nie wolno milczeć. W ogóle mam takie motto, zaczerpnięte od Jacka Walkiewicza, psychologa, który powiedział, że kiedyś się bał i nie robił, a teraz boi się i robi. Ja też teraz staram się robić. Zresztą co może się stać? Mogę zostać wyrzucona z pracy w szkole, ale w tym momencie niespecjalnie mnie to rusza. Hasła, które wymyślam, nikogo nie atakują personalnie, a użyte w nich cytaty z pana ministra pochodzą ze sprawdzonych źródeł.
Kiedy dała pani Przemysławowi Czarnkowi czerwoną kartkę?
Już kiedy obejmował stanowisko, wiedziałam, że to najgorsze, co może się polskiej oświacie przytrafić. Gdy dowiedzieliśmy się, kto został następcą Dariusza Piontkowskiego, szybko powstało kilka petycji w sprawie odwołania Czarnka – jedną z nich sama założyłam. Umiem korzystać z internetu, więc wiedziałam, co to za człowiek. Przerażało mnie, że bywał na wiecach ONR, faszystowskiej organizacji, co potwierdził ostatnio Sąd Najwyższy. Sprzeciwiał się marszom równości, wypowiadał w sposób homofobiczny, manifestując brak szacunku do drugiego człowieka. To nie zapowiadało niczego dobrego.
Natomiast tym, co mną wstrząsnęło i zmotywowało do tego, żeby teraz zadziałać,