Koniec miłości
Koniec miłości? Kobiety więcej wymagają, mężczyźni znikają
PAULINA BŁASZKIEWICZ: – Nie chce mi się już o tych babach i chłopach gadać – tak pan kiedyś powiedział swoim studentom. A tymczasem znów bada pan relacje między kobietami i mężczyznami.
TOMASZ SZLENDAK: – Owszem, temat stał się w pewnej chwili przytłaczająco nudny. Ale do dziś. Za dużo się teraz z mężczyznami i kobietami dzieje, żeby przejść obojętnie. Mówię tak celowo – dzieje się osobno kobietom i osobno mężczyznom, przez co między nimi dzieje się coraz mniej.
Jak to mniej?
To zacznijmy od rozejścia się damskich i męskich wizji tego, jak świat ma być urządzony. Już pod koniec lat 90. brytyjskie badaczki zauważyły, że mężczyźni z klasy robotniczej wpadli w pułapkę rozwoju technologicznego: nie mogą znaleźć dobrej pracy, nie osiągają przez to stabilności i w konsekwencji nie mają żon.
A dziś?
Od tego czasu problem się tylko pogłębił. Nastąpił gwałtowny postęp edukacji kobiet, ich mocne wejście na rynek, a w takich krajach jak Polska trend ku faktycznemu wyrównywaniu zarobków. Słowem – rośnie pozycja kobiet, co powoduje zarazem, że rośnie skłonność do mizoginii u tych mężczyzn, którzy coraz gorzej się czują w nowych okolicznościach. Stąd męskie wyładowania w wyborach politycznych. W USA, Francji, Holandii, Szwecji czy w Polsce mężczyźni częściej wybierają konserwatywnych populistów symbolizujących powrót do czasów mitycznej, utraconej hipermęskości, w których było mężczyznom lepiej. Tyle że lepiej to było jedynie elitom, o czym dzisiejsza większość stara się nie pamiętać.
A co z wyborami kobiet?
Kobiety, zwłaszcza młode, idą w drugą stronę. Coraz częściej głosują na ugrupowania po nowemu lewicowe. Dzięki temu widzimy, że światopoglądy kobiet i mężczyzn się rozchodzą.