Społeczeństwo

Ani pif, ani paf

Dlaczego zabijanie uzależnia? Mówi były myśliwy

„Współczesne, hobbystyczne myślistwo jest ciężką, przewlekłą chorobą przyrody ożywionej”. „Współczesne, hobbystyczne myślistwo jest ciężką, przewlekłą chorobą przyrody ożywionej”. Przemysław Gryń / Reporter
Rozmowa z Zenonem Kruczyńskim, byłym myśliwym, autorem „Ilustrowanego samouczka antymyśliwskiego”, o tym, dlaczego zabijanie uzależnia, i o tym, jak zmienia się postrzeganie myślistwa.
Zenon KruczyńskiJan Bielecki/East News Zenon Kruczyński

AGNIESZKA SOWA: – Po przeczytaniu pańskiej książki pomyślałam, że to całe łowiectwo to jedna wielka ściema. Specjalna ustawa Prawo łowieckie, szumna nazwa „gospodarka łowiecka”, a tak naprawdę chodzi o garstkę ludzi, 128 tys. polujących, i myśliwski biznes z obrotami rzędu 300 mln zł rocznie.
ZENON KRUCZYŃSKI: – Setki przedsiębiorstw w Polsce mają obrót większy niż ta cała „gospodarka łowiecka RP”. Nie powiedziałbym, że to garstka ludzi. Myśliwi są wszędzie, a społeczna, ekologiczna, ekonomiczna, kulturowa, świadomościowa szkodliwość łowiectwa jest faktem. Boleśnie dosłownie widać szkody w przyrodzie. Według GUS myśliwi każdego roku zabijają około półtora miliona dzikich zwierząt. Samych ptaków ginie mniej więcej 700 tys., z czego tylko 200 tys. to te zastrzelone na miejscu i ujęte w statystykach. Pozostałe pół miliona to śmierci odroczone w czasie – tych się nie wykazuje. Są to te ptaki, które dostają jedną, dwie śruciny i nie dają rady dalej lecieć na zimowiska z rodzinnym stadem, wraz z upływem krwi tracą siły, muszą wylądować i mogą tylko odprowadzić wzrokiem oddalający się klucz. Dla myśliwych dzikie ptaki są niczym kolorowe rzutki, strzelanie do nich to superzabawa. Lecz te rzutki są przecież żywe! Poranione konają tygodniami w męczarniach, ukryte gdzieś w szuwarach.

Strzał do ptaka jest piekielnie trudny.
Krzyżówka może lecieć 110 km na godzinę, a myśliwi to nie są snajperzy – to w ogromnej większości zwykli amatorzy strzelectwa. Więc strzelają bez opamiętania i co któryś ptak spada. Ale takie odroczone śmierci stają się posępnym losem również dużych zwierząt. Sami myśliwi szacują, że 25–30 proc. z nich jest najpierw ranionych. Później te ranne biedaki gania się z psami, ściga, strzela po raz drugi, trzeci, piąty… Część z nich umknie temu horrorowi i będzie dogorywać zaszyta gdzieś w lesie.

Polityka 45.2021 (3337) z dnia 02.11.2021; Społeczeństwo; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Ani pif, ani paf"
Reklama