11 listopada władza przejdzie z narodowcami. Czy faszyzm już tu jest?
W zanarchizowanej Polsce Jarosława Kaczyńskiego wyroki sądów nie znaczą nic. Podległe partii rządzącej i jej koalicjantom instytucje z całą bezczelnością je kontestują. Organizowany corocznie przez formalnie niezwiązane z władzami publicznymi prywatne stowarzyszenie prawicowych ekstremistów przemarsz przez Warszawę tysięcy ludzi, wśród których dominują młodzi agresywni mężczyźni notorycznie naruszający przepisy porządkowe, w tym roku został przez warszawski ratusz zakazany.
W sukurs „narodowcom” przyszedł wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł, który zarejestrował tzw. Marsz Niepodległości jako wydarzenie cykliczne, pomimo że nie dochowano warunku takiej rejestracji, którym jest odbywanie się analogicznego wydarzenia w ciągu minionych trzech lat. Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił decyzję wojewody, który to wyrok podtrzymała apelacja. I wtedy stała się rzecz niesłychana – minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wezwał do udziału w nielegalnym wydarzeniu, czyli w Marszu Niepodległości, w trybie nieposłuszeństwa obywatelskiego.
Urząd kombatantów w sukurs narodowcom
To absolutnie zdumiewające, aby jeden organ władzy publicznej nawoływał do łamania zarządzeń innego jej organu – a w tym wypadku nawet trzech, to znaczy dwóch sądów i urzędu prezydenta stolicy. I na tym jeszcze nie koniec, bo do sprawy włączył się inny jeszcze urząd, który, jak się okazuje, ma swoją niebagatelną prerogatywę jako organizator uroczystości państwowych. Chodzi o Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. Jego szef Jan Kasprzyk samowolnie ogłosił