W środę w Sejmie odbyło się pierwsze i najpewniej ostatnie czytanie obywatelskiego projektu „Stop aborcji”, który nie tylko całkowicie zakazuje przerywania ciąży, ale i wprowadza kary za aborcję: dla lekarzy i kobiet. Projekt złożono 22 września, tego samego dnia, kiedy w szpitalu w Pszczynie zmarła Izabela.
Dzierżawski o zbrodni na „masową skalę”
„W ciągu ostatniego roku 30 tys. polskich dzieci straciło życie w wyniku nielegalnej aborcji. Środowiska aborcyjne publicznie chwalą się uczestnictwem w tych 30 tys. nielegalnych działań. Jeszcze więcej zbrodni popełnianych jest po cichu. Co robi państwo polskie wobec zbrodni na masową skalę?” – odczytał z żółtej fundacyjnej teczki swoje przemówienie Mariusz Dzierżawski, działacz anty-choice, założyciel Fundacji Pro-Prawo do życia i przedstawiciel komitetu obywatelskiego. Cytował przy tym papieży: Jana Pawła II („Naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości”) oraz Benedykta XVI („Jeśli państwo zabijanie najsłabszych popiera czy choćby toleruje, niszczy fundament, na którym jest zbudowane. (...) Czymże są więc wyzute ze sprawiedliwości państwa, jeśli nie wielkimi bandami rozbójników?”). Uczestników demonstracji proaborcyjnych nazwał „rozhisteryzowanymi fanatykami”, oskarżył też Brukselę o atak na „moralne fundamenty” Polski.
Projekt „Stop aborcji”, który prezentował, zakłada, że aborcja miałaby być zakazana w każdym przypadku, również gdy ciąża zagraża naszemu życiu i zdrowiu, i gdy jest następstwem gwałtu. Co więcej, gdyby projekt został przyjęty, zaczęłyby obowiązywać kary (nawet dożywocie) za przerwanie ciąży zarówno dla lekarzy, jak i kobiet, które zdecydowały się na aborcję. Projekt zrównuje bowiem terminację ciąży z zabójstwem, m.in. przez zmianę definicji dziecka, stwierdzając, że jest nim od momentu „poczęcia” do osiągnięcia pełnoletności.
Czytaj też: Aborcja karana jak zabójstwo. Najnowszy projekt radykałów
PiS nie poprze projektu „Stop aborcji”
Po przewidywalnym wystąpieniu Dzierżawskiego zaskoczenie przyniosła sejmowa debata. Anita Czerwińska z PiS, prezentując stanowisko całego klubu, zapowiedziała poparcie wniosku o odrzucenie projektu w całości. „Tym projektem robią państwo prezent ruchom proaborcyjnym, bo propozycja karania kobiet za ratowanie własnego życia może prowadzić do niepokojów społecznych” – mówiła posłanka PiS, a opozycja biła jej za te słowa brawo.
Monika Wielichowska (Koalicja Obywatelska) podsumowała ostatnie lata rządów PiS: „Jesteśmy w niebezpiecznym momencie, jak bardzo niebezpiecznym, zobaczymy, kiedy poskładamy w całość to, co PiS zrobił kobietom. Zaczął od nieudolnej próby wprowadzenia zakazu aborcji, potem ograniczył dostęp do antykoncepcji, zlikwidował rządowe dofinansowanie in vitro, promuje klauzulę sumienia wśród lekarzy, zlikwidował edukację seksualną, za 3 mln wyemitowano spot reklamowy o królikach, który miał zachęcić Polaków do rozmnażania się, by w końcu posłużyć się sterowanym przez Julię Przyłębską Trybunałem i zmusić Polki do heroizmu” – mówiła. Jej partyjna koleżanka, Barbara Nowacka, spoglądając na prawą stronę ław sejmowych, podkreślała, że omawiany projekt jest dla Polek „upokarzający”. I dodała: „Ten kraj staje się dla nich miejscem do wypłakania. W którym muszą się bać, że ich ciąże będzie prowadził prokurator, że rejestr ciąż doprowadzi do kolejnego strachu. W którym boją się mieć dzieci”. „Czy naprawdę takiej Polski chcemy dla kobiet, które mają swoje marzenia? Swoje prawa, swoje myślenie o szczęściu? Nie pozwólmy, by Polki umierały, bo rządzący stworzyli prawo pod bandę fundamentalistów”.
Bożena Żelazowska z Koalicji Polskiej zaproponowała referendum w sprawie aborcji i nowego „kompromisu”. Robert Winnicki z Konfederacji wzywał do odpowiedzialności... ojców „dzieci niepoczętych”. „Jako ojcowie założyliśmy zespół praw opieki okołoporodowej i w zeszłym tygodniu opowiadamy i mówimy o tych tematach, których nie chce poruszać lewa strona Sejmu. Wy jesteście tylko tam, gdzie zabija się dziecko” – mówił.
Joanna Mucha z klubu Polska 2050, rekomendując odrzucenie projektu Fundacji PRO, podkreślała, że rządzący przestraszyli się protestów Polek, ale wciąż należy pamiętać o tym, „kto sprawił, że puszka Pandory została otworzona”. „Jeśli jesteś dojrzałą kobietą, która ma już dzieci, to ten pan mówi ci, że one nie są ważne, bo jeśli zajdziesz w ciążę, a ona będzie zagrażała twojemu życiu, to je osierocisz” – mówiła była ministra sportu, wskazując na Mariusza Dzierżawskiego.
Oficjalne głosowanie nad projektem odbędzie się albo w czwartek 2 grudnia, albo za tydzień, w dniach 8-9 grudnia.
Kontrola w Pszczynie: nie zachowano standardów
Polska ma już restrykcyjne prawo aborcyjne, a jego skutki odczuwają kobiety, którym odmawia się aborcji nawet tej nadal legalnej, czyli w przypadku zagrożenia ich życia i zdrowia. 22 października 2020 r. Trybunał Julii Przyłębskiej orzekł, że „aborcja z powodu ciężkiej wady płodu jest niezgodna z polską konstytucją”. Polki znów wyszły na ulice pod sztandarem Strajku Kobiet, a protesty trwały kilka tygodni.
27 stycznia 2021 r. Trybunał opublikował orzeczenie, a prawo weszło w życie. Kilka dni po pierwszej rocznicy wyroku, 30 października 2021 r., Polską wstrząsnęła śmierć 30-letniej Izy z Pszczyny, pierwszej ofiary „wyroku na kobiety”. Z opublikowanej właśnie kontroli NFZ w pszczyńskim szpitalu wynika, że postępowanie personelu medycznego „nie spełniało kryterium należytej staranności oraz nie zapewniało standardu bezpieczeństwa zmarłej pacjentki”. A konkretnie: „podjęcie decyzji o rozwiązaniu ciąży nastąpiło zbyt późno, tym samym personel nie reagował adekwatnie do objawów klinicznych pacjentki wskazujących na rozwijający się wstrząs septyczny. Stwierdzono również m.in. brak stałego monitorowania stanu pacjentki oraz zlecenia koniecznych dodatkowych badań kontrolnych”.
Czytaj też: Wnioski z kontroli po śmierci Izabeli z Pszczyny. Szpital winny, ale państwo też