Jakaś część nas zawsze się zastanawia,
Dlaczego nie nadajemy się do kochania –
(„Dzienniki pisane w drodze”, Richard Paul Evans)
W corocznej selekcji książek córka wygrzebała z półki „Klasyków dziennikarstwa” Egona Erwina Kischa. Do szafy czy zostawiamy? W kilku galeriach handlowych stoją regały, czasami stare szafy służące wymianie książek. Korzystamy z nich w jedną i drugą stronę. Kischa oczywiście zostawiamy, bo sama historia „Klasyków…” jest ciekawa, a droga tego egzemplarza pod naszą strzechę – niecodzienna.
„Klasycy…” ukazali się w Berlinie w 1922 r., a już 11 lat później książka wraz z innymi dziełami Kischa – klasyka reportażu pierwszej połowy XX w.! – płonęła na stosach w niemieckich miastach. Kisch zebrał w antologii najlepsze teksty według swojego uznania i opatrzył komentarzem. Ukazywały się przed wiekami i wcześniej, jak choćby „Relacja o trzęsieniu ziemi w Pompei” (79 r. n.e.) Pliniusza Młodszego. Przywołuje Marcina Lutra, Beniamina Franklina, Marksa i Engelsa, Woltera, Daniela Defoe, Johanna W. Goethego i blisko setkę innych autorów, których materiały nazwał „dziennikarskimi”, choć oni niekoniecznie za takie je uważali.
Wielu krytyków zżymało się na dobór autorów i tematów. Taki od Sasa do Lasa. Był to jednak kischowski wolny wybór ze wspólnym mianownikiem w czasach, kiedy były pisane i się ukazywały; cechowało je w o l n e s ł o w o. Wolne słowo. Podawane wprost albo przemycane na różne inne sposoby. To m.in. dlatego Kisch (Żyd z pochodzenia, tworzący w języku niemieckim i przesiąknięty do krwi i kości kulturą niemiecką) zapłonął na