AGNIESZKA SOWA: Piąta fala pandemii już się rozpędziła, liczba zakażeń rośnie prawie o 100 proc. tydzień do tygodnia. Eksperci przedstawiają dwa scenariusze. Pierwszy jest optymistyczny, bazujący na mniejszej zjadliwości wariantu omikron: w szpitalach będzie potrzeba 20–25 tys. łóżek, tak jak w poprzedniej fali. I drugi, katastroficzny: 60–100 tys. łóżek. Który wydaje się bardziej prawdopodobny?
MARCIN MURMYŁO: Niestety, wariant drugi, bo to są prognozy tych, których modele epidemii do tej pory się sprawdzały. Dziś, przynajmniej na Dolnym Śląsku, są wolne miejsca. Pytanie, czy to cisza przed burzą, czy też omikron jest już z nami, ale w inny sposób chorujemy, nie tak ciężko, i pacjenci się po prostu do szpitali nie zgłaszają.
I nie testują się.
Diagnostyka bardzo kuleje. Dostęp do testów jest teraz utrudniony, bo część firm zrezygnowała po ostatniej obniżce wyceny świadczenia. Ludzie też niechętnie się wymazują, bo to oznacza izolację dla nich i kwarantannę dla bliskich. I mimo to wzrost odnotowanych zakażeń jest ogromny, co dobrze nie rokuje.
Można mieć tylko nadzieję, że to ostatnie uderzenie. Każda epidemia chorób wirusowych kończyła się tym, że przychodził wariant bardziej zakaźny, ale łagodniejszy. Omikron daje mniej powikłań w układzie oddechowym, a do tej pory główny atak szedł na układ oddechowy, tu mamy największą powierzchnię styku ze światem zewnętrznym. Jakby tak rozłożyć płuca na płasko, to mamy kort tenisowy.
Jest szansa, że ten wariant wyprze inne dotychczasowe, zakazimy się wszyscy, większość – zwłaszcza zaszczepieni – przejdą chorobę łagodnie.