KATARZYNA KACZOROWSKA: – Dom Rosyjski w Gdańsku i Warszawie, Centrum Rosyjsko-Polskiego Porozumienia i Dialogu, towarzystwa, stowarzyszenia, fundacje, które współpracują z Federacją Rosyjską – to rosyjska soft power?
MARCIN REY: – Przeważnie tak. Część z nich powstała zresztą jako inicjatywy na szczeblu rządowym. Tak jest w przypadku wymienionego Centrum Porozumienia i Dialogu, które pojawiło się na fali jelcynowskiej demokratyzacji. Powołano wtedy do życia Komisję do Spraw Trudnych, która zajmowała się rozwiązywaniem sporów historycznych. Nam chodziło o to, żeby w rosyjskich podręcznikach było mniej bzdur o Polsce, Rosjanie oczekiwali, że będzie trochę milej o nich w naszych podręcznikach. Na tej fali powstały dwa ośrodki współpracy.
W Warszawie polsko-rosyjskiej, w Moskwie rosyjsko-polskiej?
Tak. Te bliźniacze w zamyśle instytucje miały być podstawą porozumienia w trudnych sprawach. W Warszawie w Centrum są ludzie dobrej woli, których nie da się traktować jako rosyjskiej piątej kolumny, choć w obecnej sytuacji ich działalność traci rację bytu. Natomiast Centrum Rosyjsko-Polskiego Porozumienia i Dialogu, to moskiewskie, w miarę zaostrzania się reżimu Putina stawało się jednym z narzędzi kształtowania kremlowskiej dywersji w Polsce.
Czyli?
Moskiewskim Centrum kierował Jurij Bondarenko, urzędnik kremlowski, który działa „na odcinku polskim” przynajmniej od Majdanu w Kijowie i obalenia Janukowycza. To ważna postać, jeśli chodzi o prowadzenie polskich niewielkich środowisk, które sprzyjają Kremlowi. Robił więc do niedawna konkursy, olimpiady, quizy. I wizyty na Krymie już po aneksji przez Rosjan.
Jak rozumiem konkursy z historii Rosji czy języka rosyjskiego?