Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Walczyć czy uciekać? Co zrobiliby Polacy w razie wojny

Łódzka brygada Obrony Terytorialnej podczas obchodów święta 3 maja Łódzka brygada Obrony Terytorialnej podczas obchodów święta 3 maja Forum
Natan i Jakub poszliby walczyć. Nie za ideę, tylko dla ludzi. Paweł też, bo tu jest jego dom. Ale to mniejszość. Co czwarty Polak w razie wojny wyjechałby za granicę.

„Jakie działania podjąłbyś/podjęłabyś w przypadku, gdyby Polska została zaatakowana przez obce państwo?” – pytali w drugim miesiącu rosyjskiej agresji na Ukrainę badacze IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej”. Do wyboru było kilka odpowiedzi, m.in. wyjazd z bliskimi za granicę, zabezpieczenie ich w miejscu zamieszkania, schronienie się gdzieś na terenie Polski albo zgłoszenie się do walki w formacjach wojskowych, paramilitarnych czy sanitarnych.

Respondenci mogli wybrać maksymalnie trzy odpowiedzi. Najwięcej – 37 proc. – wybrało zabezpieczenie bliskich w ich miejscu zamieszkania. Co czwarta osoba zadeklarowała, że schroniłaby się z rodziną za granicą. Niewiele mniej (24,5 proc.) starałoby się schronić z bliskimi w bezpiecznym miejscu w swoim kraju. Walkę z najeźdźcą zadeklarował co piąty badany (20,5 proc.).

„Rzeczpospolita” zwraca uwagę, że odsetek osób gotowych do walki po wybuchu wojny w Ukrainie zmniejsza się. Przypomina, że gdy w połowie 2020 r. IBRiS (na zlecenie portalu Defence 24) zadał identyczne pytanie, Polaków chętnych do walki było więcej – 36 proc. Polska miała też największy wśród badanych krajów odsetek osób gotowych poświęcić własne życie dla ochrony państwa (26 proc.).

Czytaj też: Rutynowe, ale obowiązkowe. WKU wzywa na ćwiczenia wojskowe

Inne spojrzenia na wojnę

Wygląda zatem na to, że – mimo wyrazów uznania dla postawy Ukraińców – Polacy nie zarazili się od swoich wschodnich sąsiadów zapałem do walki. Dlaczego?

Powodów jest zapewne wiele. Jednym z nich może być nieprzekładalność polskiej i ukraińskiej perspektywy na wojnę. Ukraina nie należy do NATO, zatem cała odpowiedzialność za obronę kraju spoczywa na jej obywatelach. Polacy, którzy są członkami Sojuszu, w razie agresji mogliby liczyć, że doświadczeni żołnierze wyręczą ich w boju.

Niebezpodstawnie. Amerykański minister obrony Lloyd Austin zapytany w środę w Kongresie o konsekwencje ewentualnego ataku Rosji na rozmieszczone w Polsce i innych krajach instalacje rakietowe, odpowiedział: „Jeśli Rosja zdecyduje się na atak na cele w Polsce, NATO stanie w jej obronie jako koalicja”. Dodał, że USA są na taką sytuację przygotowane.

Czytaj też: Sondaż „Polityki”. Co Polacy myślą o wojnie w Ukrainie

„Za taką Polskę nie będę walczyć”

Jednak decyzja o opuszczeniu kraju może mieć też charakter ideowy. – Nie widzi mi się umieranie albo zabijanie kogoś tylko dlatego, że jakiś wariat ma imperialistyczne zapędy – mówi „Polityce” Julia, 24-latka z Warszawy. Podobnie jak wielu młodych nie ufa „osobom na górze”, także tym, którzy obecnie rządzą Polską. – Nie mogę pozbyć się wrażenia, że większość konfliktów rozgrywa się o władzę i wielkie pieniądze, czyli obce mi pokusy – dodaje.

Starsza od niej o kilka lat Jolanta też by wyjechała. – Myślę o opuszczeniu Polski od jakiegoś czasu, perspektywa wojny tylko przyspieszyłaby tę decyzję – tłumaczy. Nie podoba się jej, jakim krajem stała się Polska w ostatnich latach – homofobicznym, antykobiecym, coraz bardziej autorytarnym. Poza tym nie wyobraża sobie narażać życia swojego sześcioletniego syna. – Nie tylko zasługuje na to, żeby żyć. Zasługuje na to, żeby żyć w lepszym, bardziej cywilizowanym miejscu – dodaje.

Arek, trzydziestoparolatek, już w pierwszych minutach wojny pakowałby walizki. – Miałbym walczyć za kraj, który od początku mojego świadomego życia odmawia mi równego uczestnictwa w życiu społeczno-politycznym? Który patrzy na mnie jak na obywatela gorszego sortu? – pyta, dodając, że jest osobą LGBT. – Mam tu rodzinę, przyjaciół i miejsca, które kocham, ale z perspektywy publicznej, politycznej w moim kraju nie spotkało mnie nic dobrego – wyjaśnia. – Gdyby Polska mnie szanowała, walczyłbym o nią. Może nie zbrojnie, bo do tego się nie nadaję, ale z pewnością starałbym się jej jakoś przysłużyć.

Czytaj też: Ukraina jako pionek. Dlaczego media drukują narrację Putina?

Walczyć, ale za ludzi. „Nie za orzełka”

Natan myślał o tym wiele razy i też był zdania, że w razie wojny opuści Polskę bez zastanowienia. – Tak myślałem jeszcze dwa i pół miesiąca temu, przed rosyjską agresją na Ukrainę. To wydarzenie – jego bliskość i niezwykła postawa Ukraińców – sprawiło, że zmieniłem zdanie. Teraz wiem, że zostałbym i walczył – tłumaczy. – Nie chodzi o to, że obudziły się we mnie jakieś uczucia patriotyczne. Nie o kraj bym walczył, tylko o ludzi, którzy w nim mieszkają. Gdybym wyjechał, do końca życia nie mógłbym spojrzeć sobie w twarz. Codziennie myślałbym o tym, że stchórzyłem. Że zostawiłem na pastwę losu tych, którzy postąpili inaczej.

Podobnie myśli Jakub, warszawiak. – Nigdy nie zaraziłem się wojenną martyrologią, którą wpajała nam edukacja. Mówiłem: „Powstanie warszawskie, co za kicz, przecież oni wiedzieli, że nic nie wskórają, że idą umrzeć na marne” – opowiada. Oglądając obrazki z Ukrainy, skalę zniszczeń i bezwzględność rosyjskich żołnierzy, coś się w nim zmieniło. – Nie do końca potrafię wyjaśnić co, ale mogę zapewnić, że teraz bym walczył. Nie za „orzełka” czy ideologię bycia Polakiem, tylko za miejsca, które mnie ukształtowały. Warszawa stanowi dużą część mojej tożsamości, nawet gdybym chciał, nie umiałbym jej opuścić – mówi.

Nie do końca wie, jakby ta walka miała wyglądać. Ma nadzieję, że cała jego rodzina i bliscy postąpiliby inaczej, wyjechali za granicę, bo prawdopodobnie nie umiałby ich obronić. Sam natomiast zgłosiłby się do formacji militarnych i zapytał, co może robić. – Mam jedynie nadzieję, że nikogo nie musiałbym zabijać – dodaje.

Czytaj też: O Rolandzie, co do Polski nie wrócił. „Ukrainie jestem teraz bardziej potrzebny”

Polacy ciągną do WOT

Są też tacy jak Paweł – kucharz z zawodu, mąż, ojciec dwójki dzieci – którzy nigdy nie mieli wątpliwości, co zrobią, gdy ktoś napadnie na Polskę. – Walczyłbym, to jasne. Nie dlatego, że jakoś niewyobrażalnie kocham Polskę albo patrzę na nią bezkrytycznie. Ale dlatego, że – chcąc nie chcąc – to mój dom, a własnego domu nie pozwolę nikomu zniszczyć – wykłada bez uniesienia. – Mam tu swój ulubiony park, ścieżki, którymi codziennie biegam, sklepy, w których lubię robić zakupy, nie mówiąc już o rodzinie i przyjaciołach. Miałbym pozwolić, żeby ktoś tak po prostu wszedł tu z buciorami i mi to zabrał? Nie ma i nie będzie na to mojej zgody – dodaje wciąż spokojnie.

Do żadnych organizacji paramilitarnych go nie ciągnie, przynajmniej na razie, gdy jest pokój. Ale w razie potrzeby by wstąpił. Podobnie jak tysiące osób, które od początku wojny w Ukrainie weszły do polskich Wojsk Obrony Terytorialnej. Obecnie WOT liczy 32 tys. żołnierzy. Od 24 lutego liczba chętnych do wstąpienia w jego szeregi wzrosła siedmiokrotnie w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku. Tylko w ciągu dwóch ostatnich weekendów do wcielenia w brygadach OT zgłosiło się blisko 700 osób.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną