Nauczyciele rzucają papierami. Dramat jest blisko: nie będzie komu uczyć dzieci
Mąż zwrócił mi uwagę, że to nie jest normalne, by dorosła osoba płakała, idąc rano do szkoły – opowiada Marzena, nauczycielka z 14-letnim stażem. – Zna pani pewnie ten dowcip: „Jasiu, wyjdź spod łóżka, zaraz zaczynają się lekcje. – Nie wyjdę! Nie pójdę! Nie chcę! – Jasiu, musisz. Jesteś w szkole dyrektorem!”. Tak właśnie było ze mną. Tyle że nie jestem dyrektorką, a nauczycielką wczesnoszkolną i polonistką – opowiada kilka dni po tym, jak złożyła wymówienie.
Tłumaczy, że zmusiło ją do tego skrajne przepracowanie, wypalenie i zanik chęci życia. Godziła się pracować przy tablicy nawet po 34 godziny tygodniowo z klasami od pierwszej do ósmej. Wychowawstwo ma jeszcze do końca czerwca w dwóch klasach. Chciała zapewnić względnie godną materialną codzienność własnym dzieciom. Poza tym godzin nie było komu brać.
Nauczyciele, którzy od września nie chcą już pracować w szkole, do 30 maja powinni złożyć wypowiedzenie. Wiadomo, że w następstwie ich decyzji oświata stanie znów wobec tysięcy wakatów, choć dokładną ich liczbę na razie trudniej oszacować niż w ostatnich latach. Oscyluje wokół 10 tys., co oznaczałoby, że jest nieco niższa niż przed rokiem. Z deklaracji niektórych dyrektorów wynika, że jeśli mają taką możliwość, wolą dodać godzin zatrudnionym już pracownikom, niż zaczynać frustrującą procedurę szukania nowych.
Bardziej opłaca się być woźną
Zwłaszcza że rzeczywiste zapotrzebowanie na przyszły rok też trudniej przewidzieć dziś niż kiedykolwiek. W szczególności dlatego, że nie wiadomo,