Lekcje z drużyną
„Wasz język nie jest taki trudny, tylko słuchać trzeba”. Ukraińcy uczą się polskiego
Decyzję o uruchomieniu kursu języka polskiego dla uchodźców z Ukrainy podjęto nawet nie w kilka dni, ale kilka godzin. We wrocławskiej Fundacji Bente Kahan wystarczyła chwila, by policzyć aktywa: są lektorzy, jest pomieszczenie, a czas i chęci to oczywista oczywistość. Był drugi tydzień wojny, kiedy post o kursie pojawił się na profilu fundacji na Facebooku. Grupa zebrała się w ciągu jednego dnia. Kolejnego były pierwsze zajęcia.
– Szłyśmy razem do synagogi. Tam w piwnicy mamy świetnie wyposażoną salę kinową. Ale jak weszłyśmy do budynku i okazało się, że właśnie tam prowadzę kobiety, poczułam, że coś jest nie tak – mówi Agnieszka Imiela-Sikora z fundacji.
To nie było tak, że Ukrainki, które szły za nią, nagle stanęły. Ale kroki były wolniejsze, pełne wahania. Agnieszka w pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje. Aż zrozumiała. No tak. Piwnica. Jak uciekasz przed bombardowaniami, ostrzałem, kiedy myślisz o tym, czy twój dom jeszcze stoi, to piwnica oznacza tylko jedno. Schron.
– Udało nam się to napięcie rozładować. Grupa obcych sobie kobiet z tych pierwszych zajęć wychodziła już zupełnie inna, uśmiechnięta – przyznaje Katarzyna Taczyńska, slawistka i lektorka języka polskiego, która doświadczenie zdobywała, ucząc obcokrajowców na całym świecie, a ostatnio uczyła Białorusinów, którzy zdołali się wyrwać z Łukaszenkowskiego reżimu. I bez wahania mówi, że nauka języka obcego to bieg długodystansowy. Trzeba powtarzać słówka, czytać, słuchać muzyki, akceptować chwile zniechęcenia.
– Dlatego już na pierwszych zajęciach powiedziałam wszystkim, że przyjechali tutaj z potencjałem językowym. Mamy podobne słowa, jeśli jesteśmy na siebie otwarci, to naprawdę możemy się porozumieć. A moim zadaniem jest sprawić, by wszyscy na tym kursie odzyskali poczucie sprawczości we własnym życiu – tłumaczy Taczyńska i od razu zastrzega, że nie jest psychoterapeutką, nie leczy wojennych traum.