Myśliwska ofensywa legislacyjna. Dzieci znów na polowaniach i więcej myśliwych?
Niemal każdy tydzień przynosi ostatnio nowe pomysły zwiększania uprawnień myśliwych. Najnowszy to projekt rozporządzenia ministra klimatu i środowiska, który pojawił się na stronie Rządowego Centrum Legislacji 24 czerwca. Zezwala na używanie do polowań pistoletów i rewolwerów do dostrzeliwania postrzałków zwierzyny oraz uśmiercania drapieżników schwytanych w pułapki żywołowne, a także polowanie na drapieżniki z wykorzystaniem noktowizji i termowizji. Do tej pory można tak było polować na dziki i było to związane z ASF.
Rokrocznie w polskich lasach i na łąkach z myśliwskich strzelb giną setki tysięcy zwierząt. Jak podaje Bank Danych o Lasach, w sezonie 2020/21 (za ostatni, kończący się 31 marca 2022, nie ma jeszcze danych) myśliwi zabili m.in. 103 485 jeleni, 9647 danieli, 211 787 saren, 370 639 dzików, 164 553 lisy, 7521 borsuków, 356 zajęcy, 88 346 bażantów i 1416 kuropatw. Dla porównania: jeleni jest ok. 270 tys., a dzików 67 tys.
Czytaj także: Warszawa strzela do dzików
Rząd chce zwiększenia liczby myśliwych
Myśliwych jest w Polsce prawie 130 tys., czyli mniej więcej tylu, ilu jest mieszkańców Opola. Jak się okazuje, według resortu klimatu i środowiska to za mało. W planie są zmiany w ustawie Prawo łowieckie, które mają doprowadzić do zwiększenia liczby myśliwych do 200 tys. A skoro myśliwych ma być więcej, to i polowań. Jeszcze więcej zwierząt trafi pod lufy.
– Przygotowywany w Ministerstwie Klimatu i Środowiska projekt nowelizacji ustawy Prawo łowieckie oraz niektórych innych ustaw ma na celu usprawnienie i poprawę efektywności realizowania przez Polski Związek Łowiecki ustawowych zadań w zakresie prowadzenia gospodarki łowieckiej oraz zwalczania chorób zakaźnych zwierząt – tłumaczy nam Wydział Komunikacji Medialnej resortu klimatu i środowiska.
Jak wyjaśnia ministerstwo, zwiększeniu liczby myśliwych ma służyć m.in. przewidziane w nowelizacji otwarcie kół łowieckich na nowych członków, ze szczególnym uwzględnieniem miejscowych myśliwych zamieszkujących w niedalekiej odległości od dzierżawionych przez koła obwodów.
To może sprawić, że do kół łowieckich częściej będą trafiać rolnicy, a ci są zainteresowani strzelaniem do zwierząt szczególnie, bo niszczą ich uprawy.
Czytaj także: Minister rolnictwa zachęca do odstrzałów, ASF idzie dalej
Pojawia się przy tym także pytanie, czy większa liczba osób uprawnionych do używania broni wpłynie na bezpieczeństwo ludzi. Myśliwi nie przechodzą okresowych badań psychiatrycznych, psychologicznych i okulistycznych, pierwsze przewidziano dopiero na 2023, a i tak środowiska myśliwych torpedują te plany.
– Skutki są opłakane, myśliwi mylą z dzikiem ludzi, potrafią zastrzelić żubra czy konia, a nawet ostrzelać traktor. Tylko w 2020 r. myśliwy zastrzelił dziecko w sadzie, myśląc, że mierzy do dzika, dodatkowo, jak już zorientował się, że strzelił do człowieka, zbiegł i nie udzielił rannemu chłopcu pomocy – przypomina Radosław Ślusarczyk, prezes stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot.
Zwykle sądy stoją na stanowisku, że to nieumyślne spowodowanie śmierci, i jako karę zasądzają kilka lat w zawieszeniu.
– Mamy więc sytuację, gdy nieprzebadana psychiatrycznie grupa hobbystyczna chodzi po lesie z ostrą amunicją i strzelając do dzików, zabija także ludzi, a potem unika adekwatnej kary. Większa liczba myśliwych na pewno przełoży się na większą wypadkowość, co jest niedopuszczalne – podkreśla Ślusarczyk.
Prezes Pracowni zwraca też uwagę, że jeżeli – tak jak ma to w zwyczaju resort środowiska – projekt nowelizacji pójdzie szybką ścieżką, bez konsultacji społecznych, to będzie to stanowić naruszenie kamieni milowych Krajowego Planu Odbudowy i zagrozi niewypłaceniem Polsce pieniędzy na odbudowę gospodarki.
– Mamy więc nadzieję, że Polska nie stanie się ofiarą nacisków tej grupy interesów – podkreśla.
Stefan Karczmarewicz: Myśliwym trzeba pomóc, ale inaczej, niż tego chcą
Dzieci na polowaniach
Jedną z planowanych zmian jest przywrócenie możliwości udziału dzieci w polowaniach. Obowiązujący od czterech lat zakaz zabierania dzieci na łowy bardzo denerwuje myśliwych, którzy chętnie wdrażali progeniturę w swoją pasję. Urszula Pasławska z PSL (prywatnie myśliwa) skierowała w tej sprawie interpelację do ministra klimatu i środowiska, który odpowiedział, że projekt o zmianie ustawy Prawo łowieckie zakłada także zniesienie zakazu możliwości udziału w polowaniach osób poniżej 18. roku życia.
– To najbardziej niebezpieczna zapowiedź, która kpi z obowiązującej od 1997 r. ustawy o ochronie zwierząt, zakazującej zabijania zwierząt przy udziale lub w obecności dzieci – uważa adwokatka Karolina Kuszlewicz.
Zanim regulacja została wprowadzona, wielu myśliwych uważało, że zakaz udziału dzieci w zabijaniu zwierząt nie odnosi się do polowań.
Czytaj także: Czy zabijanie zwierząt to dziedzictwo kulturowe?
– Postulowana regulacja zrobi systemowy bałagan ze względu na obowiązujący zakaz zabijania zwierząt w obecności lub przy udziale dzieci. Nie wiadomo, czemu jedne zwierzęta można zabijać przy dzieciach, a innych nie – wskazuje Kuszlewicz.
Wtóruje jej Radosław Ślusarczyk: – Pomysł resortu środowiska, żeby znieść zakaz udziału dzieci w polowaniach, jest skandaliczny. W XXI w. i przy obecnym stanie wiedzy o rozwoju psychicznym dzieci to prawdziwy anachronizm. Kolejny raz minister Golińska i minister Siarka układają się z myśliwymi, tym razem dzieje się to nie tylko kosztem przyrody, ale zdrowia psychicznego i dobrostanu dzieci.
Do prowadzonej przez Pracownię i Koalicję Niech Żyją! w 2015 r. kampanii „Polowania nie dla dzieci” dołączyły takie organizacje zajmujące się prawami dziecka jak Komitet Ochrony Praw Dziecka, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Stowarzyszenie na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia, UNICEF Polska.
– Psycholodzy i pedagodzy byli zgodni: uczestnictwo dzieci w procesie zabijania zwierząt rani i deformuje ich naturalną wrażliwość, zdolność do współczucia i empatii, a także szacunek dla świata przyrody – mówi Ślusarczyk.
Temat udziału dzieci w polowaniach co jakiś czas wraca. W 2020 r. kilkadziesiąt organizacji, w tym Komitet Ochrony Praw Dziecka, Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, Stowarzyszenie na rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia i UNICEF Polska, wyraziło stanowczy sprzeciw w kwestii obecności najmłodszych obywateli przy zabijaniu zwierząt. A w 2018 r. uchwalenie zakazu udziału dzieci w polowaniach poparli m.in. poprzedni rzecznik praw dziecka Marek Michalak, Ministerstwo Edukacji Narodowej oraz Komitet Psychologii i Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauki.
Czytaj także: Rzeź ptaków
Młodych jeleni jest za dużo?
Przedłużenie okresów polowań na jelenie szlachetne i daniele w pierwszym (cielęta) i drugim roku życia (byki i łanie) na obszarze kilku województw oraz wydłużenie okresów polowań na bażanty, zające i kuropatwy, ale wyłącznie w przypadku wykonywania polowania przy pomocy ptaków łowczych – to z kolei przewiduje projekt rozporządzenia autorstwa resortu klimatu i środowiska.
Skąd takie zmiany? Ministerstwo tłumaczy, że zwierząt jest dużo, co jest konsekwencją poprawy warunków żerowych w następstwie zmian w strukturze zasiewów (rosnąca popularność kukurydzy i rzepaku), a także w strukturze lasów (wzrost udziału gatunków liściastych).
– Pomysł uzasadnia się dużymi kosztami związanymi z odszkodowaniami, ale w ocenie skutków regulacji dla nowelizowanego rozporządzenia ws. okresów polowań wskazuje się, że... „brak jest precyzyjnych danych dotyczących szkód łowieckich z podziałem na poszczególne gatunki zwierząt łownych”. To prawdziwe kuriozum. Pomysłodawcom chodzi jedynie o zwiększenie budżetów kół łowieckich ze sprzedaży większej liczby ciał zabitych zwierząt oraz pewnie także ze sprzedaży polowań dewizowych na jelenie – uważa Radosław Ślusarczyk.
Czytaj także: Jak wyłączyć swoje grunty z obwodów łowieckich
Wydłużenie okresów polowań na bażanty, zające i kuropatwy to postulat sokolników, który ministerstwo chce spełnić, gdyż uważa, że skuteczność tych polowań jest niewielka i nie zagrozi populacji tych zwierząt. Równocześnie na bażantach, zającach i kuropatwach decydentom zależy tak bardzo, że tam, gdzie są zasiedlane, na lisy, które je łowią, można polować bez okresów ochronnych, co w praktyce oznacza, że myśliwi w majestacie prawa wybijają lisice, które świeżo urodziły młode, co skutkuje śmiercią głodową lisków, chyba że myśliwy je też zastrzeli.
– Powinniśmy dążyć do progresywnego, nowoczesnego budowania relacji człowiek–dzikie zwierzęta. Łopatologiczna gospodarka łowiecka, koncentrująca się na tym, by przede wszystkim zabijać, powinna odejść do lamusa. Proponuję projektodawcom zacząć od wprowadzenia zakazu dokarmiania zwierząt, by w ten sposób wyeliminować patologię związaną z namnażaniem dzikich zwierząt, do których potem myśliwi strzelają. To błędne, bezsensowne koło – komentuje Karolina Kuszlewicz.
Czytaj także: Myśliwi na celowniku