NORBERT FRĄTCZAK: Tylko od początku wakacji w wodzie zginęło 16 osób. Skąd taka tragiczna statystyka?
DARIUSZ STEFANIAK: Odpowiadają za nią te same problemy, o których alarmujemy od lat: przecenianie swoich umiejętności, alkohol, słaby nadzór nad dziećmi. Wiadomo, rodzice chcą trochę odpocząć na wakacjach, ale spuszczenie pociechy z oczu, gdy wchodzi do wody, to proszenie się o tragedię.
Wielu ludzi bagatelizuje zagrożenia. Kapią się gdziekolwiek, byle było trochę wody, szczególnie w takie upały, jakie mieliśmy w ostatnich dniach. To błąd, do wody wchodzimy tylko w miejscach bezpiecznych, czyli takich, których pilnuje ratownik.
Tydzień temu w Wiśle w Górze Kalwarii utonęło dwóch nastolatków. A to tylko dwie z dziewięciu osób, które utonęły w tej rzece tego dnia.
Wisła z pewnością nie jest bezpieczna i większość osób to wie. Ale rzeczywiście zdarzają się tacy, którzy mimo zakazów próbują w niej pływać. To dzika, nieuregulowana rzeka, w niektórych jej częściach odbywa się żegluga, inne są natomiast niebezpieczne do pływania. Bardzo łatwo stracić w niej siły, zostać pociągniętym przez nurt, a to już murowane nieszczęście.
Czytaj też: Skąd w Polsce tylu topielców?
Tałty, też tydzień temu: wywrócona motorówka, prawdopodobnie pasażerowie nie mieli kamizelek. Sześć osób uratowano, ośmiolatkę znaleziono razem z łódką 30 m pod powierzchnią wody.
Niezakładanie sprzętu asekuracyjnego to kolejny przykład bagatelizowania zagrożenia na wodzie. Zwykle pojawiają się te same tłumaczenia rezygnacji z kapoka: bo za gorąco, bo niewygodnie, bo świetnie pływam.