Krwawa niedziela, 11 lipca 1943 r. to czarna karta w dziejach polsko-ukraińskich. Tego dnia oddziały UPA dokonały blisko stu ataków na wsie i kolonie na Wołyniu, mordując polskich sąsiadów. W 2016 r. Sejm specjalną uchwałą ustanowił 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.
Dzisiaj tę pamięć przejmują nacjonaliści i środowiska skupione wokół Konfederacji, a Jacek Międlar, były ksiądz do niedawna walczący ze spiskiem syjonistycznym, jeździ po Podkarpaciu, nagrywa opowieści świadków historii i zbiera pieniądze na wydanie pierwszego tomu – na razie nagrane filmy można obejrzeć m.in. na Facebooku. W obliczu wojny w Ukrainie pytanie „qui bono?” nasuwa się samo…
Wołyń, czyli polityka
Ustanowienie państwowego dnia pamięci oznacza, że w jego obchody powinni zaangażować się zarówno przedstawiciele władzy w terenie – wojewodowie, jak i państwowe instytucje. W tym roku Instytut Pamięci Narodowej, tak jak od 2016 r., patronuje różnym wydarzeniom przygotowanym specjalnie w związku z rocznicą tzw. krwawej niedzieli. Zaplanowano więc wyjazd delegacji z Instytutu na Ukrainę, gdzie w miejscach pamięci zostaną złożone kwiaty, będzie też msza w katedrze w Łucku. Msze i składanie kwiatów w miejscach upamiętniających Polaków zamordowanych w czasie rzezi na Wołyniu odbędą się też w wielu miastach w kraju. Rzeszów, Łódź, Warszawa, Kielce, Lublin, Kraków. W Katowicach zostanie rozstrzygnięty konkurs o tematyce związanej z rzezią wołyńską.
Patronują mu ministrowie Przemysław Czarnek, Michał Wójcik i europosłanka Beata Kempa. W marcu Komitet Nauk Historycznych Polskiej Akademii Nauk zaapelował o przerwanie akcji przez wzgląd na wojnę w Ukrainie.