Przemysław Czarnek nie krył radości, gdy komentował wyniki matury. Aż 4 proc. więcej osób zdało egzamin niż rok temu. Gdy przeliczy się to na ludzi, wychodzi 10 tys. Tyle osób więcej ma szansę zostać studentami. Jest więc się z czego cieszyć. Większa liczba osób, które zdały egzamin, nie powinna jednak przesłaniać niskich wyników, jakie osiągnięto z poszczególnych przedmiotów. W nauczaniu idziemy bowiem w ilość, a nie w jakość. Tak jak udało się już prawie wyeliminować drugoroczność, promuje się bowiem nawet osoby z ocenami niedostatecznymi na świadectwie, tak samo zmierzamy do tego, aby maturę zdawali nieomal wszyscy, choć coraz gorzej. Niestety pod względem jakości nie ma już się z czego cieszyć.
Dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dr Marcin Smolik przypomniał, iż nie należy porównywać wyników tegorocznej matury z latami poprzednimi, nie było bowiem egzaminów ustnych. A wymagania w części pisemnej zostały ograniczone z powodu pandemii o ok. 20 proc. Próg procentowy zdawalności obowiązywał tylko na poziomie podstawowym z polskiego, matematyki i języka obcego, natomiast na egzamin rozszerzony wystarczyło przyjść, wynik nie miał znaczenia. Zdać w tym roku maturę a dziesięć lat temu to nie to samo.
Czytaj też: Matura. Gdy młodzież skacze z radości, wyniki są słabe
Matura. Fora internetowe już huczą
Najbardziej niepokoi sytuacja, że prawo do studiowania otrzymuje człowiek, który de facto nie zdał egzaminu z żadnego przedmiotu na poziomie rozszerzonym, osiągnął bowiem wynik zerowy lub nieco wyższy (uczelnie nie mają prawa, z wyjątkiem artystycznych i sportowych, organizować egzaminów wstępnych). Fora internetowe już huczą od komentarzy osób, które otrzymały 5 proc. z dodatkowego przedmiotu (wystarczy zero, aby formalnie zdać) i wybierają się na studia. Polonistykę będą studiować osoby, które egzamin rozszerzony z polskiego zdały na 5 proc. Na miejscu wykładowców nie sprawdzałbym, jakie wyniki na maturze osiągnęli ich studenci, lepiej tego nie wiedzieć.
Takie mamy w Polsce prawo, że zero z poziomu rozszerzonego już zalicza egzamin i daje prawo do studiowania. Tylko na poziomie podstawowym z obowiązkowych trzech przedmiotów należy wznieść się do wymaganego progu 30 proc. W tym roku udało się to aż 78,2 proc. zdających. Z tego wyniku cieszył się minister edukacji. Ani słowem jednak Czarnek nie wspomniał o średnich wynikach egzaminu z wiedzy o społeczeństwie (30 proc.), matematyki (33 proc.), informatyki (34 proc.), chemii (37 proc.), fizyki (37 proc.), historii (38 proc.), geografii (40 proc.) i biologii (43 proc.). Jedynym przedmiotem, nie licząc języków obcych, z którego średni wynik w skali kraju na egzaminie na poziomie rozszerzonym przekroczył 50 proc., był polski (55 proc.). To jest po prostu żenada.
Czytaj też: Na maturze łatwiej już nie będzie. PiS ma bat na uczniów
Uczelnie żądają zmiany prawa
Nic dziwnego, że uczelnie żądają zmiany prawa oświatowego. Ponieważ i tak dla niemal wszystkich studentów pierwszego roku trzeba organizować zajęcia wyrównujące czy też uzupełniające braki, należy wprowadzić zasadę, że samo przystąpienie do matury oznacza jej zdanie. Wynik nie powinien mieć znaczenia, ponieważ i tak różnica między tymi, którzy zdali maturę (z wynikiem zero z wybranego przedmiotu), a tymi, którzy nie zdali (nie przekroczyli progu 30 proc. z języka polskiego, obcego lub matematyki na poziomie podstawowym), jest niewielka, wręcz żadna. Prawie wszyscy absolwenci szkół średnich muszą uzupełniać braki, nie są bowiem przygotowani do studiowania. Świadectwo maturalne uzyskiwane jest za tak niewiele wiedzy i umiejętności, że tylko zaciemnia obraz o osobach, które rozpoczynają studia.
Jeśli średni wynik egzaminu z wybranego przedmiotu wynosi 30–40 proc., oznacza to, że większość maturzystów nie ma zielonego pojęcia o tym, co z własnej woli wybrała na swój egzamin. Aby średnie wyniki były tak niskie, co drugi maturzysta musi mieć wiedzę zerową z wybranego przedmiotu. Matura już niczego nie sprawdza, dlatego należy zlikwidować progi także na poziomie podstawowym, niech uczelnie decydują, kogo chcą przyjąć. Niech decydują też, czy chcą przyjmować tylko na podstawie wyników matury, czy wolą przeprowadzić egzaminy wstępne.
Warto przyjrzeć się wynikom najwyższym na tegorocznej maturze. Na prawie 270 tys. zdających tylko 95 osób uzyskało od 90 proc. do 100 proc. ze wszystkich przedmiotów, do których przystąpiły. Chciałoby się powiedzieć, że to złota setka maturzystów, ale zabrakło do kompletu pięciu osób. Tak wybitnych osób jest rażąco mało, nawet nie przypada jeden absolwent na szkołę (szkół maturalnych mamy ok. 5 tys.). Minister edukacji i nauki wraz z doradcami powinni się zastanowić, dlaczego tak niewiele jest wybitnych osób wśród zdających maturę. Gdy jednak nie weźmie się pod uwagę przedmiotów obowiązkowych, a jedynie wybrane, liczba osób z wynikami 90–100 proc. wrasta do 5017 (1,85 proc zdających). To już coś, choć średnio wypada tylko jeden wybitny maturzysta – nie ze wszystkiego, ale z wybranego przedmiotu – na szkołę. Szału zatem wciąż nie ma.
Czytaj też: Uczniowie umieją mniej, ale po ocenach tego nie widać. Do czasu
Matura 2023 będzie trudniejsza
Władze oświatowe mają świadomość, że radość jest pozorna. Dyrektor CKE zapowiedział, że od przyszłego roku będzie trudniej zdać maturę (pożyjemy, zobaczymy). Cieszymy się dzisiaj z większej liczby osób, które zdały egzamin dojrzałości, ale powinniśmy rozpaczać z powodu fatalnych wyników. A przecież poziom wymagań był bardzo niski. Do tego dochodzi nonsensowne prawo, które wbrew zdrowemu rozsądkowi zerowy wynik z wybranego przedmiotu każe uznawać za pozytywny. Po co przymus wybierania przedmiotu na egzamin, skoro wynik nie ma znaczenia?
Takich nonsensów jest znacznie więcej. Wyniki dowodzą, że zdać maturę jest dość łatwo, natomiast zdać ją wybitnie to wyzwanie, któremu nie podołała w Polsce nawet setka osób, a bardzo dobrze udało się zdać ten egzamin mniej niż 2 proc. osób (5017 na 270 tys. zdających). Maturę zdaje się w Polsce byle jak, z tego cieszył się dzisiaj Czarnek. Widać wyraźnie, że w nauczaniu idziemy w ilość, a nie w jakość. A przecież powinno być odwrotnie.
Czytam też: Mniej wymagająca matura