VIOLETTA KRASNOWSKA: Nie boi się pan jechać na Podhale po tym, jak napisał pan książkę pt. „Podhale. Wszystko na sprzedaż”, która właśnie trafia na rynek? Przedstawia pan w niej górali jako tych, dla których liczy się tylko kasa.
ALEKSANDER GURGUL: Od dziecka kocham jeździć w Tatry, mama mnie tego nauczyła, z tatą zdobywałem Rysy, ale nie muszę bywać w Zakopanem, żeby chodzić dalej w Tatry. Powiem więcej, coraz częściej staram się unikać samego Zakopanego. Bo Zakopane mnie męczy, są momenty, zwłaszcza w sezonie, że mnie przeraża, kiedy zamienia się w turystyczną hydrę, która stara się wyssać pieniądze z turystów na wszelkie możliwe sposoby. Unikam Zakopanego, jak to tylko możliwe. A jest możliwe, bo dla nas, krakusów, wypad w Tatry to tak naprawdę jeden dzień, który możemy przeznaczać tylko na chodzenie po górach, więc specjalnych obaw nie mam.
Czytaj też: Zadeptane Zakopane
Górale nie przepadają za krakusami, bo wiedzą, że na nich nie zarobią, uważają, że to sknery. Wolą warszawiaków, od których można dużo pieniędzy wycisnąć. Ta chciwość górali opisywana przez pana aż uderza.
W mojej książce słowo „chciwość” pojawia się bodaj tylko raz, w dodatku w cytacie ze Stanisława Witkiewicza. Pani mówi „chciwość”, a jeden z prominentnych górali powiedział mi kiedyś, że górale mają po prostu żyłkę do interesów, i ja się zgadzam z tym twierdzeniem. Powiem więcej – górale osiągnęli mistrzostwo w tej dziedzinie, co spowodowało, że Podhale stało się ofiarą komercyjnego sukcesu, czego efekty widzimy dzisiaj. To chaos urbanistyczny,