Relacje z przełożonymi, zmiana parafii, a przede wszystkim praca w szkole – to najbardziej stresujące czynniki wymienione przez księży archidiecezji katowickiej, którzy wzięli udział w badaniu naukowców ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach oraz krakowskiej Akademii Ignatianum.
Duchowni wolą nie mówić
Na ankietę zgodził się jej ordynariusz abp Wiktor Skworc, była konsultowana w episkopacie, ale na ponad 1700 takich pism z pełną gwarancją anonimowości odpowiedziało zaledwie 18 proc. duchownych. To dlatego badania nie są reprezentatywne, co nie znaczy, że można je zignorować czy zbagatelizować. – Dane są zbieżne z tymi, jakie uzyskano na reprezentatywnych grupach badawczych. I właśnie dlatego mnie nie dziwią – przyznaje psychoterapeuta i jezuita o. Jacek Prusak. Dr Agnieszka Oleszko z kolei przyznaje, że była przesadną optymistką. – Myślałam, że odzew będzie większy. Poziom nieufności, a co za tym idzie, hermetyczności środowiska jest tak duży, że nawet tłumaczenie, że ankiety nie trafią do kurii, nic nie dało – mówi. Badaczka jest autorką pracy „Jakość snu i zaburzenia depresyjne u księży Archidiecezji Katowickiej” razem z prof. Jadwigą Jośko-Ochojską z ŚUM, ks. dr. Jerzym Smoleniem z Akademii Ignatianum oraz ks. dr. Rafałem Śpiewakiem z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
– Badań dotyczących wypalenia zawodowego duchownych, szczególnie katolickich, nie ma w Polsce zbyt wielu, zwłaszcza jeśli zestawimy je z tymi, jakie objęły reprezentantów innych profesji „pomocowych”: nauczycieli, lekarzy, pracowników socjalnych czy pielęgniarki – mówi dr Oleszko. Ale na podstawie nielicznych danych i tak można wnioskować, że jest to grupa zawodowa narażona na problemy zdrowotne wynikające z dużego obciążenia emocjonalnego.
Czytaj też: Czy w Polsce zabraknie księży? Tąpnięcie jest potężne
Ksiądz. Człowiek samotny
Z analizy ankiet wynika, że najsilniejszy stres u księży wywołują relacje z przełożonymi: biskupem, proboszczem. Na drugim miejscu jest zmiana parafii. Aż 85 proc. duchownych podkreśliło, że czynnikiem stresującym jest praca w szkole (silny stres dla 35 proc.). Dla 40 proc. stres wiąże się z celibatem. 46 proc. przyznało, że odczuwa samotność, a 73,5 proc. – że myśli o seksie. Stres wiąże się też ze słuchaniem spowiedzi (ponad 40 proc.), relacjami z parafianami (ponad 50 proc.) i głoszeniem kazań (75 proc.).
W ankietach oprócz pytań było miejsce na osobistą refleksję czy opinię na temat swojej sytuacji. Księża pisali: „Osoba duchowna najczęściej w sytuacjach chorobowych lub trudnych pozostaje sama sobie: bez pomocy, troski, zainteresowania czy właściwej opieki ze strony władz duchownych. Mam nadzieję, że badania uwrażliwią osoby odpowiedzialne, że otworzą oczy i serca na tych, którzy zostali posłani do owczarni, a często zapomniani i bez zainteresowania ze strony biskupów i przełożonych zakonnych”.
Jeszcze inni: „Dla mnie dodatkową trudnością jest to, że jestem chory. Moje obowiązki i tak muszę zrobić (kolejka kazań, odwiedzanie chorych w domach, kolęda). Jest to dla mnie dodatkowy powód stresu i wyobcowania w środowisku (czuję się niezrozumiany)”; „Niezwykle obciążające dla psychiki są złe relacje między przełożonym a podwładnym (proboszcz–wikary), samotność, władczość przełożonego i brak prawdziwego dialogu, krzywdząca podwładnego nieomylność władzy, paraliżowanie inicjatywy i dynamizmu działania”.
Były i takie wypowiedzi: „Jestem obecnie w bardzo złym stanie psychicznym i fizycznym. Zostałem bez jakiegokolwiek znanego mi powodu zniszczony i odsunięty na boczny tor przez hierarchię kościelną, mimo że Kościołowi podarowałem życie i zdrowie”; „Po kilkunastu latach posługi mam wrażenie, że wciąż jestem oceniany, krytykowany, i to czasem przez osoby niekompetentne, które jednak mają wpływ na najwyższych przełożonych. W początkach kapłaństwa łudziłem się, że prawda sama się obroni, ale ostatnio zaczynam tracić nadzieję... Podejmowałem próby rozmów z przełożonymi – jak na razie z mizernym skutkiem”.
Czytaj też: Do Boga pytań nie ma. Wymarsz młodych z Kościoła
Ksiądz na kozetce
O. Jacek Prusak tłumaczy, że w Kościele katolickim po Soborze Watykańskim II przestał dominować model sakramentalny, w którym ksiądz jest drugim Chrystusem i wyłącznym pośrednikiem między człowiekiem a Bogiem. – W tym modelu jest duże zagrożenie „nadmuchiwaniem ego”, które będzie wchodziło w narcystyczne potrzeby, karmiło je i wyolbrzymiało. Jeśli ksiądz uważa, że jest zawsze księdzem, a nigdy człowiekiem, zawsze „człowiekiem Boga”, a nigdy sobą, to jest to po prostu tragedia, również dla tego księdza – podkreśla jezuita i od razu dodaje, że wśród księży nadal są tacy, którzy myślą w taki sposób o swojej posłudze. I nie chcą tego zmieniać, bo to nadaje im – jak sądzą – specyficzny, wyjątkowy status, nieporównywalny do żadnego innego zawodu na świecie, oraz „rekompensuje” wyrzeczenia związane z celibatem.
Jak podkreśla o. Prusak, jeśli ksiądz przychodzi na psychoterapię, to albo ma wysoką samoświadomość, albo stoi pod ścianą, bo już próbował na własną rękę znaleźć pomoc i mu nie wyszło. Najlepiej, jeśli idzie na terapię z własnej woli, bo wówczas ma motywację. – Znacznie trudniej jest, kiedy wysyłają go przełożeni. Nieformalne sformułowanie: „wiemy, że nie dajesz sobie ze sobą rady, idź na terapię”, najczęściej odbierane jest przez księży jako groźba, a więc: „jak nie staniesz na nogi, to cię odsuniemy”. I nie czyta się tego jako wyrazu troski, ale jako dowód przegranej – mówi psychoterapeuta. Jak dodaje, obawa przed terapią jest zarazem lękiem przed przełożonymi, ale i lękiem instytucjonalnym, o Kościół.
Bo jeśli ksiądz pójdzie do terapeuty, to ten zobaczy, z czym on sobie nie radzi. I albo się zgorszy, albo uzna, że nauki Kościoła i wszystkie jego standardy nie mają sensu, skoro sami księża sobie z nimi nie radzą, a tyle wymagają od zwykłych ludzi. Zwłaszcza starsi duchowni mają tego typu lęki – nauczono ich, że problemy wynikają ze słabej wiary lub zbyt rzadkiej modlitwy, więc żeby je rozwiązać, trzeba się więcej modlić i bardziej zaufać Bogu.
Czytaj też: Seks w seminarium
Ksiądz u biskupa
Zarówno dr Oleszko, jak i o. Prusak przyznają, że istotne dla poziomu stresu są relacje z innymi ludźmi – w przypadku księży najbardziej stresogenne są te z przełożonymi. Formalnie i idealnie relacja biskup–ksiądz powinna przypominać relację ojciec–syn, a bardzo często wygląda jak stosunki podwładny–przełożony w strukturze hierarchicznej podobnej do wojska: podwładny dostaje rozkazy, liczy się posłuszeństwo rozumiane jako lojalność, a nie zaufanie.
– Biskup nie jest w stanie poznać osobiście wszystkich. Ta relacja jest asymetryczna również dlatego, że on wydaje rozkazy, podkreśla, że ma władzę. Kiedy ksiądz dostaje z kurii rozporządzenie, że ma się przenieść na inną parafię, najczęściej nie jest pytany, czy w ogóle chce tych przenosin – opowiada Prusak. Biskup jest tu obsadzony w roli stratega, a ksiądz ma wierzyć, że to dla jego dobra i taka na pewno jest „wola Boża”.
O. Prusak przyznaje, że w takiej sytuacji liczy się – od strony psychologicznej – dyspozycyjność. Dostaje się nakaz, wykonuje się go mniej lub bardziej gorliwie. Jak w wojsku. – Tylko że w korporacji jest więcej środków do odwołania się i ewaluacji, czy przełożony postępuje ze mną słusznie, czy nie. Tu nie tylko nie ma kontroli, ale jeszcze ksiądz ślubuje posłuszeństwo i biskup nie musi go pytać o zdanie – mówi jezuita. I przypomina, że w świecie nie ma zbyt wielu autorytetów, a Kościół swój mocno nadszarpnął, a może się nawet skompromitował.
Jeśli więc biskup z pokolenia powojennego chce zarządzać młodym księdzem poprzez posłuszeństwo, na zasadzie wydawania poleceń służbowych, to taki duchowny albo go nie zrozumie, albo nie zgodzi się z takim traktowaniem wynikłym z samego faktu posiadania i bezwzględnego egzekwowania władzy.
Czytaj też: Bez sutanny jesteś nikim. Tak się żyje w seminarium duchownym
Katecheza bez koloratki
O. Prusak przywołuje też wytykany przez papieża Franciszka klerykalizm. Jak podkreśla, ważne jest odejście od modelu życzeniowo-usługowego, w którym ksiądz wykonuje swój zawód, a wierny za to płaci, na rzecz modelu, w którym ksiądz i wierni wspólnie budują swoją wiarę (przy czym ksiądz ma tu pewien zakres własnych kompetencji wynikających ze święceń).
Dlaczego w Polsce ten drugi model jest tak trudny do wdrożenia? Bo Kościół katolicki jest w Polsce zinstytucjonalizowany i zabarykadowany w kulturze i kontekście społecznym, który zmienia się obecnie w sposób dla wielu księży niejasny. Jackowi Prusakowi zdarza się słyszeć od wiernych, że na kazaniu ksiądz rzucał gromy na tych, których na mszy nie ma, zapominając, że słuchają go ludzie oczekujący duchowego wsparcia czy pocieszenia. Młodzi, zwłaszcza w dużych miastach, są wrażliwi na takie kwestie jak ochrona środowiska czy mniejszości, które w Kościele nazywane są niekiedy „ideologią”. Buntując się przeciwko Kościołowi, wierni buntują się tak naprawdę przeciwko instytucji, która im mówi, że ich koledzy czy koleżanki są z niezrozumiałych powodów gorsi.
O. Jacek Prusak zdradza, że jeden z jego znajomych księży zdecydował się na rewolucyjne posunięcie – przychodzi na lekcje bez koloratki. Młodzieży powiedział, że jest otwarty na wszystkie pytania, te najtrudniejsze też. Warunek jest jeden: nikt nikogo nie wyszydza ani nie obraża. Efekt? Ma coraz więcej uczniów.
Czytaj też: Pusty Kościół. To już jest krach