Jest 24 grudnia 2016 r. W kościele Marii Śnieżnej w Międzygórzu kończy się pasterka, do przedsionka świątyni wchodzi wówczas 19-letni Bartosz Horbowski. Na głowie ma czapkę, co nie podoba się niektórym wiernym, a przede wszystkim ks. Andrzejowi Adamiakowi. Uderzeniem w głowę strąca czapkę jednemu z mężczyzn. Bartosz wyciąga telefon, nagrywa. Ksiądz rzuca się na niego, próbuje wyrwać komórkę. Dochodzi do przepychanki.
Tak przynajmniej opisała to „Gazeta Wyborcza”, opierając się na nagraniu z monitoringu kościoła z tej nocy. Nagranie trafi później do sądu jako dowód w sprawie przeciwko Bartoszowi. Na jednej z rozpraw powie on, że wchodząc do kościoła, nie miał zamiaru obrażać czyichś uczuć religijnych. Po prostu było mu zimno.
Czytaj też: Z pięściami do wiernych. W Pacanowie mają dość proboszcza
Sędzia wyraża ubolewanie
Sprawa ciągnie się od pięciu lat. Prokuratura rejonowa w Bystrzycy Kłodzkiej dwa razy ją umarzała, ostatecznie jednak zdecydowała się oskarżyć Bartosza o pobicie duchownego, mimo że na wspomnianym nagraniu widać dokładnie, że to ksiądz atakował. Chłopak najpierw został skazany, a później uniewinniony w apelacji. Sędzia Ewa Rusin z Sądu Okręgowego w Świdnicy uznała, że sprawa w ogóle nie powinna trafić na wokandę. „Pozostaje wyrazić ubolewanie, że Bartosz Horbowski został bezpodstawnie oskarżony, zmuszony do udziału w niepotrzebnym, bardzo stresującym procesie, a skarb państwa, czyli my wszyscy podatnicy zapłacimy nie tylko koszty procesu, ale i oskarżonemu koszty obrony” – tłumaczyła. Sprawa dotarła aż do Sądu Najwyższego, który odrzucił kasację wyroku wniesioną przez pełnomocnika ks.