Wpadka z in vitro
In vitro. Kościół nie nadąża, Roszkowski się myli. „Państwo sankcjonuje te szykany”
Wielu Polaków wbrew naukowej wiedzy „w głębi duszy” myśli jak prof. Roszkowski. Ton nadają środowiska kościelne, w ślad za nim prawicowe – mówi prof. Rafał Kurzawa, wykładowca i ojciec, lekarz leczący niepłodność, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii. Wiktoria i Łukasz, małżeństwo urzędników z północno-zachodniej Polski, o dziecko walczyli pięć lat i wydali na ten cel 70 tys. zł: – Kłopoty z płodnością wystawiają cię poza nawias społeczeństwa, państwa i Kościoła. Nie wiadomo nawet, ile jest w Polsce osób z niepłodnością, ile się leczy i z jakim skutkiem, bo nie ma statystyk, rejestru procedur ani nadzoru, ale rząd zachowuje się, jakby przy okazji podręcznika ludziom się tylko ulało.
Podręcznik i wykolejenie
Ekipa rządowa próbuje ograniczyć dyskusję o in vitro do podręcznika, stąd wzajemnie wykluczające się deklaracje Przemysława Czarnka: chce wycofać kontrowersyjny fragment, a jednocześnie przekonuje, że nie chodzi w nim o in vitro. Tego terminu autor podręcznika dla liceów i techników „Historia i teraźniejszość 1945–1979” Wojciech Roszkowski nie użył, ale kontekst nie pozostawia wątpliwości, sugeruje też, że to nie tylko hodowla dzieci, ale też rozsadnik wykolejenia: „Lansowany obecnie inkluzywny model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi, czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania, kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?