Czarnek z wykładem o wolności. Strach się bać. A oklaski były mało rzęsiste
„Nie ma demokracji bez pluralizmu. Cóż to za demokracja bez pluralizmu?” – te szlachetne słowa padły w sobotę 1 października w Rzeszowie z ust ministra Przemysława Czarnka. Bardzo się cieszymy. Mniej się ucieszyliśmy, gdy w następnym zdaniu wyjaśnił nam, o co mu właściwie chodzi. A chodziło o przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen, która według Czarnka najwyraźniej chce takiej „demokracji bez pluralizmu”, gdyż zapowiedziała, że jeśli Włosi wybiorą prawicowy rząd, to „użyje bata”, który stosuje także wobec Polski. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że nic takiego pani przewodnicząca nie powiedziała. Jednak w alternatywnym świecie PiS nieważne jest, co kto powiedział, lecz kto z nami, a kto przeciwko nam.
Czarnek ma zawsze wiele do powiedzenia
Początek października to sezon inauguracji roku akademickiego na polskich uczelniach. Niektóre uniwersytety organizują swoje uroczystości nawet w sobotę, aby nie stracić zajęć poniedziałkowych. Taką godną pochwały decyzję podjął rektor Uniwersytetu Rzeszowskiego prof. Sylwester Czopek, jakkolwiek mógł w tym pomóc niewątpliwie napięty kalendarz najznamienitszego gościa tegorocznej inauguracji, profesora ministra Przemysława Czarnka. Malowniczy ten minister i strażnik czystości doktrynalnej szkół i uczelni ma zawsze wiele do powiedzenia. Przemawiać lubi i umie. Swady i inteligencji językowej mu nie brakuje. W połączeniu z charakterystyczną fryzurą te oratorskie zalety dają niepospolity efekt wizerunkowy. Z pewnością Czarnka będziemy pamiętać długo, choć zapewne mało sentymentalnie.