Jeszcze w piątek wieczorem szefowa Braci Włoskich próbowała zmobilizować swoich sympatyków, przypominając, że cel prawicy nie został jeszcze osiągnięty. Na podsumowującym kampanię wiecu w Rzymie apelowała „o każdy możliwy głos”, zachęcając do wspólnego uczestnictwa w misji „przywrócenia Włochom dumy narodowej”. Choć jej partia samodzielnie przewodziła w sondażach nieprzerwanie od 27 kwietnia, podnosząc jeszcze od tego momentu swoje poparcie z 22 do 26 proc., Meloni, polityczka ze wszech miar pragmatyczna, zdawała się emanować co najwyżej ostrożnym optymizmem. Mówiła, że przed prawicą stoi ogromna szansa na naprawienie błędów i zaniechań poprzednich rządów, ale żeby móc to zrobić, w niedzielę trzeba będzie jeszcze pokonać rywali. Ciepło wypowiadała się też o prawdopodobnych przyszłych koalicjantach – Lidze Matteo Salviniego i Forza Italia Silvio Berlusconiego. Przede wszystkim dlatego że bez nich nie będzie w stanie stworzyć stabilnego większościowego rządu i budować kraju, o jakim marzy: konserwatywnego, chrześcijańskiego, wolnego od wpływów „globalnej lewicy”, czyli według Meloni – źródła wszelkich nieszczęść mieszkańców Półwyspu Apenińskiego.
Czytaj też: Włoska prawica pcha kraj w objęcia Putina
Prawica wygrywa wybory we Włoszech
Podane w exit poll wyniki nie odbiegły wyraźnie od przedwyborczych sondaży. Wygrali Bracia Włoscy, zdobywając między 22 a 26 proc.