Jeśli wyjście Ruchu Pięciu Gwiazd z koalicji i dymisja gabinetu Mario Draghiego były dla Włoch trzęsieniem ziemi, to na opisanie kolejnych wydarzeń zaraz zabraknie określeń. W ubiegłym tygodniu dziennik „La Stampa” informował o spotkaniu, które pod koniec maja odbyło się w ambasadzie Federacji Rosyjskiej w Rzymie. Obecni na nim byli wysocy rangą rosyjscy dyplomaci i Antonio Capuano, prawnik o dość szemranej reputacji, człowiek prawicy, od niedawna współpracownik byłego wicepremiera i szefa Ligi Matteo Salviniego. Rosjanie ponoć dociekali, czy Liga jest gotowa wyjść z rządzącej koalicji i doprowadzić do upadku rządu Draghiego.
Co Capuano odpowiedział – nie wiadomo. Ale faktem jest, że półtora miesiąca później Draghi premierem już nie był. Prowadzące do klęski domino uruchomiła rebelia Ruchu Pięciu Gwiazd, ale Liga też swoje dołożyła. Kiedy Draghi szukał poparcia dla gabinetu jedności narodowej, Salvini z Silvio Berlusconim postawili dwa warunki. To był jawny szantaż: żądali dymisji dwóch kluczowych ministrów (zdrowia i spraw wewnętrznych) i zamknięcia drzwi do koalicji dla Ruchu. Draghi się nie ugiął, więc 25 września Włosi znów pójdą do urn.
Czytaj też: Włochy. Dwa kraje w jednym
Tropy prowadzą na Kreml
Żeby lepiej zrozumieć obawy o rosyjską ingerencję w destabilizację Włoch, trzeba przyjrzeć się Antonio Capuanowi, 50-letniemu prawnikowi z całkiem bogatą karierą polityczną.