Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Pieski rozwód

„Walczymy o psa już trzeci rok w sądzie”. Porozwodowe boje o zwierzaki

Jeżeli partnerzy byli małżeństwem, a zwierzęta zostały nabyte w trakcie trwania związku i stanowiły wspólny majątek, to sąd musi jakoś je podzielić, powierzyć któremuś z małżonków. Jeżeli partnerzy byli małżeństwem, a zwierzęta zostały nabyte w trakcie trwania związku i stanowiły wspólny majątek, to sąd musi jakoś je podzielić, powierzyć któremuś z małżonków. Fairfax Media / Getty Images
Coraz częściej zdarza się, że gdy kończy się związek, zaczyna się walka o wspólnego zwierzaka. Wygrywa się ją z pozycji siły, bo polskie prawo nie definiuje reguł ustalania własności zwierząt towarzyszących.
Zdarza się, że byli partnerzy próbują znaleźć salomonowe rozwiązanie i umawiają się na opiekę naprzemienną, na tych samych zasadach jak rozwiedzeni rodzice sprawują czasem pieczę nad dziećmi.Maciej Jarzębiński/Forum Zdarza się, że byli partnerzy próbują znaleźć salomonowe rozwiązanie i umawiają się na opiekę naprzemienną, na tych samych zasadach jak rozwiedzeni rodzice sprawują czasem pieczę nad dziećmi.

Czasem jedynym sposobem jest porwanie zwierzęcia. Trudno w to uwierzyć, ale na podmiejskich łąkach rozgrywają się sceny jak z amerykańskich filmów akcji, a aktorami nie są przestępcy, tylko wykształceni, kulturalni, dobrze zarabiający przedstawiciele klasy średniej.

– Miałam kilka takich spraw, identyczny scenariusz, jak przez kalkę – mówi adwokatka Katarzyna Topczewska zajmująca się m.in. prawną ochroną zwierząt. – Związek partnerski, zwierzę należy do jednego partnera, drugi, który nie miał żadnych praw do zwierzęcia, po rozpadzie związku po prostu je uprowadza.

Ludzie przychodzili do niej w rozpaczy. Mieli umowy kupna, zwierzęta były rasowe, więc warte ponad 500 zł, a prokuratura mimo to odsyłała ich do sądu cywilnego. – Założenie sprawy o zwrot to są minimum trzy lata – mówi Topczewska. – Więc często posuwali się do tego, że oni także porywali swoje zwierzęta. Właściwie nie grożą im za to żadne konsekwencje. Nie można przecież ukraść swojego psa. Jeżeli tylko nie naruszą nietykalności tej drugiej osoby, nic im nie grozi.

Kto ma psa, ten wygrywa

Wiktoria Dróżka, psycholożka i psychoterapeutka, mieszkała przez kilka lat ze swoim partnerem, prawnikiem. W trakcie trwania związku adoptowała psa Grota, owczarka niemieckiego z rodowodem. To był jej pies: ona go karmiła, chodziła z nim do weterynarza i na spacery, kupowała karmę i preparaty na odrobaczenia i przeciwko kleszczom. Gdy powiedziała, że się wyprowadza (mieszkanie było jego), od razu zaczął grozić, że nie da jej tak po prostu zabrać wszystkiego. Okazało się, że miał na myśli psa, samochód, który ona kupiła właściwie tylko po to, żeby psa wozić na wycieczki, i kanapę. Wysłał jej nawet mailem zrzeczenie psa i samochodu.

Polityka 48.2022 (3391) z dnia 22.11.2022; Społeczeństwo; s. 31
Oryginalny tytuł tekstu: "Pieski rozwód"
Reklama