Społeczeństwo

Historia jednego szlabanu. Chciał chronić puszczę, zamknęli mu drogę do domu

Podkarpacie z lotu ptaka Podkarpacie z lotu ptaka Robert Neumann / Forum
Nauczyciel biologii próbował tylko chronić karpacką puszczę. Nadleśnictwo Krasiczyn zamknęło mu bez uprzedzenia jedyną drogę do domu. Dziś stąd słyszy, jak pracują piły.
Przemarsz protestacyjny w obronie Puszczy Karpackiej w KrakowieJakub Porzycki/Agencja Wyborcza.pl Przemarsz protestacyjny w obronie Puszczy Karpackiej w Krakowie

Szlaban na leśnej, utwardzonej drodze, która łączy trzy najbardziej oddalone od Huty Brzuskiej domy z drogą krajową, pojawił się bez uprzedzenia 11 miesięcy temu. Andrzej Zbrożek, nauczyciel biologii i przyrody, oraz Marta Drąg, jego partnerka, która w tej samej gminnej szkole w Birczy (woj. podkarpackie) uczy angielskiego, jechali jak co dzień od prawie ćwierć wieku. Nagle 700 metrów od domu natknęli się na zaporę.

Nikt nas o niczym nie zawiadomił, a ta droga była normalnie użytkowana co najmniej od lat 70. – mówi Andrzej Zbrożek. – Za nami są jeszcze dwa domy, teraz jak my odcięte od świata. W jednym właściciele nie mieszkają na stałe, ale w drugim, prawie półtora kilometra od szlabanu, żyje niepełnosprawny 40-letni mężczyzna, który nie upomni się o dojazd.

Początkowo myślał, że to jakieś nieporozumienie. Zaczął interweniować w Nadleśnictwie Krasiczyn. Dlaczego szlaban stoi akurat tu, a nie 1200 metrów dalej, gdzie już nie ma domów? Żadnego wytłumaczenia, tylko informacja, że nadleśnictwo ma prawo szlaban postawić. Jak donieśli mu ludzie, leśniczy z Kupnej (w tym leśnictwie jest szlaban) Adam Kopczak mówi, że skoro Zbrożek z leśnikami walczy, to niech lata helikopterem. Nie ma wątpliwości: to zemsta za jego zaangażowanie w ochronę Puszczy Karpackiej i ideę utworzenia Turnickiego Parku Narodowego. Ale jeszcze miał nadzieję, że sprawę załatwi na drodze urzędowej. A na razie zamówił u ślusarza specjalną korbkę do otwierania szlabanu. Pracownicy lasów przestępczy czyn otwierania zapory leśnej uwiecznili ukrytą kamerą i zgłosili zajście policji. Postępowanie zakończyło się wyrokiem nakazowym, Zbrożek wniósł sprzeciw, czeka na sprawę w sądzie. Ale nie dlatego po upływie niemal roku zdecydował się sprawę nagłośnić. Coś w nim pękło, gdy zobaczył, że leśnicy zaczęli wycinkę drzew rosnących tuż koło jego działki, wzdłuż leśnej drogi przegrodzonej teraz szlabanem.Trzy lata temu prosiłem, żeby tych drzew nie ruszali – mówi. – Chciałem się z Lasami zamienić za tę działkę graniczącą z moją na inną leśną działkę, którą mam kilka kilometrów dalej. Nie zgodzili się, ale obiecali, że drzewa zostaną.

Dziś ze swojego domu słyszy, jak pracują piły.

Wycinanie i nękanie

Andrzej z Martą do małej wsi na Pogórzu Przemyskim sprowadzili się 23 lata temu. Kupili działkę ze starym domem. Andrzej pochodzi z Podkarpacia, urodził się w Przemyślu. Więc jest stąd. Swój. Kilka lat temu Lasy Państwowe zaczęły prowadzić w Puszczy Karpackiej wycinki na masową skalę, czego wcześniej nie robiły z uwagi na trudno dostępny teren i małą opłacalność. Ale rosnący popyt na drewno, związany z embargiem na surowiec z Rosji i Białorusi, sprawił, że topory poszły w ruch, nie oszczędzając drzew pomnikowych. Gazeta.pl dotarła do danych Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, z których wynika, że w trzech ostatnich latach podkarpackie nadleśnictwa podległe tej dyrekcji wycięły na terenie puszczy co najmniej 1697 drzew o wymiarach pomnikowych. Ekolodzy i przyrodnicy od lat walczą o utworzenie tutaj Turnickiego Parku Narodowego, ale mają świadomość, że przy tej skali wycinek za chwilę puszczy nie będzie. Aktywiści z Inicjatywy Dzikie Karpaty, którzy od 2018 r. monitorują wycinki prowadzone przez LP, nawiązali kontakt z Andrzejem i Martą, autochtonami i biologami.

Nie jestem żadnym frontmenem, nie blokuję wycinek, nie przykuwam się do drzew – mówi Andrzej Zbrożek. Jednak nie mógł obojętnie patrzeć, jak leśnicy wycinają ponadstuletnie jodły i buki. Latem 2020 r. udało mu się doprowadzić do spotkania aktywistów z Inicjatywy Dzikie Karpaty z przedstawicielami nadleśnictwa. Razem poszli oglądać drzewa przeznaczone do wycinki. Andrzej Zbrożek wystąpił w roli łącznika i myślę, że wtedy leśnicy go zauważyli – mówi Jakub Rok z Inicjatywy Dzikie Karpaty. Spotkanie nie przyniosło żadnych efektów. A niedługo potem aktywiści zostali oskarżeni o wejście na teren leśny mimo zakazu wstępu. Dostali wyroki nakazowe, które potem oddalił sąd apelacyjny.

Zimą 2021 r. aktywiści znaleźli w nadleśnictwie Krasiczyn 57 drzew pomnikowych oznaczonych pomarańczową kropką, co oznacza, że miały być ścięte. Zaczęli nagłaśniać sprawę w sieci, alarmować polityków. I znów próbowali się dogadać z nadleśniczym. W czerwcu 2021 r. w Puszczy Karpackiej odbyła się kontrola poselska z udziałem Darii Gosek-Popiołek i Adriana Zandberga z partii Razem. Pod naciskiem opinii publicznej Przemysław Włodek, zarządzający nadleśnictwem Krasiczyn (tym samym, które postawiło szlaban), ustąpił: 27 drzew miało być ocalonych, o czym oficjalnie zawiadomił na Facebooku.

Ucieszyliśmy się, że to takie małe zwycięstwo, ale przecież drzewa pomnikowe w ogóle nie powinny być wycinane – mówi Jakub Rok. – Tak stanowi wewnętrzne zarządzenie Regionalnej Dyrekcji LP w Krośnie. Dopuszcza oczywiście wyjątki (np. gdy stanowią zagrożenie), ale tutaj wycinanie drzew pomnikowych jest regułą, a nie odstępstwem od niej.

Największym ocalonym drzewom aktywiści nadali imiona. Były jodły Helga i Karpatka, buki Kuba i Włodek na cześć nadleśniczego Przemysława Włodka. Były, bo po kilku miesiącach okazało się, że leśnicy wycięli niemal wszystkie, nawet buk Włodek się nie ostał.

Nadleśniczy Włodek nie ma wyrzutów sumienia: – Te drzewa się w międzyczasie połamały, jodły opanowała jemioła, trzeba je było ściąć. Poza tym to nie były drzewa pomnikowe, bo te muszą być wpisane do rejestru gminy. To były po prostu grube drzewa, mamy takich u nas dziesiątki tysięcy.

Atmosferę zagęszcza trwająca od kwietnia 2021 r. blokada wycinki w sąsiednim nadleśnictwie Bircza. Dom Andrzeja Zbrożka leży praktycznie na granicy między nimi, administracyjnie wieś należy do gminy Bircza.

Przemysław Włodek stanowczo zaprzecza: Postawienie szlabanu nie ma nic wspólnego z poglądami i zaangażowaniem w działania ekologiczne pana Andrzeja Zbrożka. Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych zarządziła, abyśmy dzielili drogi w lesie na tylko leśne i udostępnione dla ruchu i zgodnie z tym je znakowali. Ta akurat jest drogą leśną i tylko jej fragment został udostępniony.

Znaki „Droga leśna”, „Zakaz wjazdu” stoją wzdłuż asfaltowej drogi prowadzącej do rezydencji, jaką obok leśniczówki w Starej Birczy wybudował Zbigniew Kopczak z Birczy. Szlabanu nie ma. Nadleśniczy kilkaset metrów od znaków do bramy posiadłości przemierza samochodem.

Orła cień

Andrzej Zbrożek jest ornitologiem, współpracownikiem Komitetu Ochrony Orłów. Z tego tytułu zresztą ma specjalną zgodę od dyrektora Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska na wstęp do stref i miejsc rozrodu gatunków chronionych i na poruszanie się po drogach leśnych pojazdami silnikowymi. Więc właściwie można powiedzieć, że szlaban go nie obowiązuje. Zgoda nie została cofnięta – mówi Zbrożek. – Trudno się jednak na nią powoływać, dojeżdżając do domu.

Traf chciał, że niedaleko jego domu, w tym samym leśnictwie, w którym jest szlaban, miał gniazdo orzeł przedni. – W całej Polsce jest tylko 35 par tych ptaków, większość na terenie Puszczy Karpackiej i w Tatrach, i każde gniazdo jest objęte strefa ochronną – mówi. – Właściwie są dwie strefy, bliżej gniazda jest całoroczna strefa całkowitej ochrony, otoczona strefą buforową, która jest nietykalna tylko w okresie lęgowym.

Przyrodnicy z przerażeniem odkryli, że leśnicy zaczęli wycinać las jodłowy w strefie buforowej w okresie, w którym ochrona obowiązywała. Gdy apelowali w mediach o zaprzestanie wycinki w odległości kilkuset metrów od gniazda, a Komitet Biologii Środowiskowej i Ewolucyjnej PAN w specjalnym stanowisku wezwał do zaprzestania degradacji strefy ochronnej orła przedniego, nadleśniczy Włodek (ten od szlabanu) uspokajał: „O orły bądźcie spokojni”.

Jednak wycinka starodrzewów, które tworzą ostoję orła przedniego, jest jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla populacji tych rzadkich ptaków. Leśnicy zdegradowali ją do tego stopnia, że orły się wyniosły.

Nadleśniczy Włodek jest pewien, że nie stało się to na skutek prowadzonych prac. – Nowe gniazdo jest niedaleko, zresztą w znacznie lepszej pozycji, na większej i wyższej jodle – mówi.

Złożyliśmy zawiadomienie do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o podejrzeniu zniszczenia siedliska orłów – mówi Jakub Rok. – Prowadzą postępowanie, potwierdzili monitoringiem, że gniazdo jest puste. Myślę, że ta sprawa skończy się w sądzie.

Niewidzialny park

W tych wszystkich przepychankach między leśnikami i przyrodnikami tak naprawdę chodzi o pomysł utworzenia Turnickiego Parku Narodowego. To najdłużej powstający park narodowy w Polsce. Już na początku lat 30. ubiegłego wieku środowiska naukowe zaapelowały o objęcie tych terenów ochroną rezerwatową. W 1992 r. Stefan Kozłowski, ówczesny minister ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa, wystąpił z wnioskiem o utworzenie parku narodowego. Rok później powstała nawet dokumentacja projektowa, park miał objąć obszar o powierzchni ok. 20 tys. ha. Mimo wielu starań lokalnych działaczy, kampanii organizacji pozarządowych, m.in. Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot, Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze czy WWF, Turnicki Park Narodowy nie powstał.

W lipcu ubiegłego roku Marcin Mystkowski, właściciel agencji reklamowej i orędownik powołania parku, zainicjował coś w rodzaju obywatelskiej zabawy w to, że Turnicki PN istnieje. Przedsięwzięcie nosi nazwę Niewidzialny Park Narodowy, a jego celem jest budowanie społecznej świadomości.

Najcenniejsze i ciągle eksploatowane gospodarczo fragmenty dawnej Puszczy Karpackiej znajdują się w Nadleśnictwie Bircza. W latach 2017–26 na obszarze projektowanego parku narodowego przewidziano pozyskanie aż 650 tys. m sześc. drewna. 15 tys. dużych tirów.

Lasy Państwowe oficjalnie nie zajmują żadnego stanowiska w sprawie powstania parku narodowego. Ale już funkcjonariusze LP mówią bez ogródek, także publicznie. Zbigniew Kopczak podczas spotkania z aktywistami Inicjatywy Dzikie Karpaty w 2021 r. (po tym, jak w ramach protestu blokowali siedzibę nadleśnictwa) mówił: „Nie chcemy, żebyście zniszczyli te lasy tak, jak zniszczyliście Puszczę Białowieską. To obraz nędzy i rozpaczy”.

Niezależne gminy

Zarówno w sprawie Turnickiego Parku Narodowego, jak i w sprawie szlabanu Lasy Państwowe odsyłają do gmin, twierdząc, że do nich należą decyzje. Ale w tej małej społeczności Lasy i gmina to często to samo. Zbigniew Kopczak przez kilka kadencji był radnym gminy Bircza. W 2004 r. lokalna gazeta „Nowiny” opisała jego rodzinne koligacje: „Żona w »łowiectwie« tego nadleśnictwa wypisuje odstrzały i prowadzi chłodnię zwierzyny leśnej. Jego szwagier pracuje w straży leśnej. Na terenie podległym Nadleśnictwu Bircza pracują także jego bracia. Szwagierka pracowała w nadleśnictwie jako sprzątaczka. Szwagier ma tartak”. Brat nadleśniczego Adam Kopczak jest leśniczym w Kupnej (nadleśnictwo Krasiczyn).

Według opinii wielu mieszkańców gminą rządzi dalej nadleśniczy Kopczak, a nie wójt Grzegorz Gągola. W sprawie utworzenia parku narodowego zdania mają identyczne. Gągola pierwszy raz został wójtem Birczy w 2014 r., jako 25-latek. Gdy ponownie ubiegał się o stanowisko, wśród osiągnięć pierwszej kadencji chwalił się „skutecznym blokowaniem utworzenia Turnickiego Parku Narodowego”.

Wielu samorządowców jest powiązanych z Lasami Państwowymi. Radni gminy Bircza Andrzej Głowacz i Tadeusz Wilgucki prowadzą Zakłady Usług Leśnych, których byt zależy od wygrania przetargów ogłaszanych przez leśnictwa.

„Idziesz do samorządu, a tam leśnik” – to tytuł jednego z artykułów Patryka Strzałkowskiego i Dominika Szczepańskiego z Gazety.pl na stronie Niewidzialnyparknarodowy.pl. Dziennikarze informują, że nadleśnictwo Bircza dofinansowało gminę, przekazując jej 800 tys. zł na remont drogi. 400 tys. zł pochodziło z Funduszu Leśnego, a drugie tyle nadleśnictwo dołożyło ze środków własnych.

Frontstory.pl przeprowadziło śledztwo, z którego wynika, że Lasy Państwowe rozdały w tym roku miliony na budowę i remonty dróg w całej Polsce, a najwięcej pieniędzy trafiło do nadleśnictw w regionach, z którymi są związani politycy Solidarnej Polski. W Regionalnej Dyrekcji LP w Krośnie, pokrywającej się z okręgiem wyborczym (wywodzi się stąd troje parlamentarzystów SP), do której należą nadleśnictwa Bircza i Krasiczyn, Lasy sfinansują aż 30 inwestycji wartych 15,7 mln zł. To wszystko pieniądze z Funduszu Leśnego, który od przejęcia przez Solidarną Polskę kontroli nad Lasami Państwowymi służy tej partii do finansowania kampanii wyborczej.

W kwestii szlabanu nadleśnictwo odesłało Andrzeja Zbrożka do gminy, która ma obowiązek zapewnić mu dojazd do działki. Lasy podały nawet sposób. W odległości kilkunastu metrów zaledwie, równolegle do drogi leśnej, na mapie biegnie droga gminna, w terenie kompletnie zarośnięta i nieprzejezdna. Ta droga jest wskazana w warunkach zabudowy jako dojazd do parceli. Gmina rozważa dwie koncepcje inwestycji, które miałyby ją przywrócić. Obie będą oznaczać wycinki kolejnych drzew i wydanie około pół miliona publicznych pieniędzy. Wójt Gągola przyznał, że obawia się trudności, „bo na tym terenie działają ekoaktywiści, którzy potrafią skutecznie skomplikować proces inwestycyjny”. O finanse prawdopodobnie martwić się nie musi. Lasy pomogą.

A dopóki droga nie powstanie, w drodze wyjątku i pod naciskiem opinii publicznej nadleśniczy Przemysław Włodek udostępnił Andrzejowi Zbrożkowi drogę leśną. Będzie mógł otwierać szlaban legalnie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną