Trzeba oczywiście docenić, że dziecko dojrzało do miłości. Ale gdy miłość jest nieszczęśliwa, to dziecko cierpi, a rodzice razem z nim. Jeśli do tej pory chuchaliśmy na nie, dmuchaliśmy, usuwaliśmy wszelkie kłody spod nóg, eliminując z jego życia większość trudności, to siłą rzeczy jest ono mało odporne na stres. Tak więc nadopiekuńczość rodziców i brak nauki samodzielności w wychowywaniu dzieci spowoduje, że owo nieszczęśliwe zakochanie będzie sytuacją jeszcze trudniejszą. Tym bardziej że nastolatek odbiera sprawy w czerni i bieli.
Sprawy intymne to jedno z pierwszych pól życia dorastającego dziecka, na które zabroni nam ono wstępu. Dla rodzica, zwłaszcza tego, który do tej pory miał wrażenie otwartych, szczerych kontaktów z potomkiem, to dość trudne przeżycie. Czasem doświadczenie życiowe podpowiada nam, że nasze dziecko nieuchronnie brnie ku klęsce, że ten pierwszy partner jest niewłaściwy. Popadamy w popłoch, szukamy potwierdzenia najgorszych obaw. Niestety, nawet najszlachetniejsze intencje w żadnym wypadku nie powinny upoważniać nas do kontroli korespondencji, rozmów telefonicznych, maili. Żądania, ostrzeżenia, restrykcje, zakazy raczej nie przyniosą spodziewanych skutków.
Po pierwsze: nigdy nie krytykuj obiektu westchnień dziecka. Zwłaszcza wprost. Można otwierać mu oczy, rozmawiając z zakochanym, można delikatnie ocenić zachowania obiektu uczuć. Jednak potrzebna jest duża doza wyczucia i delikatności.
Po drugie: możesz opowiadać o trudnych doświadczeniach miłosnych z własnej młodości, dzielić się swoimi doświadczeniami.
Po trzecie: bądź blisko i rozmawiaj, a przynajmniej próbuj rozmawiać.
Gdy nastolatek umiera z miłości, najlepiej porządnie go zmęcz. Koniecznie trzeba czegoś od niego chcieć, choćby zrobienia sałatki na kolację.
Reklama