Wychudzone do granic możliwości, niektóre nie mogą stać o własnych siłach – tak wygląda większość psów w Wojtyszkach. W odchodach słoma i drzazgi, bo te, które jeszcze mają siły, próbują coś jeść. W miskach pusto albo rozwodniony MOM (masa kostno-tłuszczowa). Od wczoraj w tym cieszącym się bodaj najgorszą sławą obozie koncentracyjnym dla zwierząt (nazwa schronisko czy przytułek nie powinna być używana w kontekście tego miejsca) trwa interwencja prokuratury i dwóch fundacji: Linerandum i Mondo Cane. Pierwszego dnia interwencji wyjechało 30 psów, dziś kolejne kilkadziesiąt czeka na transport, w tym takie, które w trybie pilnym jadą do szpitala dla zwierząt.
Wojtyszki. Kolejna interwencja w schronisku
Jak to, znowu? Przecież niewiele ponad tok temu, w listopadzie 2021 r., odbyła się tam słynna interwencja prokuratury i obrońców zwierząt. Odebrano 104 psy w stanie zagrożenia życia i zdrowia. Właścicielka miejsca Anna S., wdowa po Longinie S., który przez lata prowadził przybytek i w okresie największej Wojtyszkowej prosperity miał tam ok. 4 tys. psów, usłyszała zarzuty i nakaz powstrzymania się od prowadzenia wszelkiej działalności związanej z opieką nad zwierzętami. Media odtrąbiły sukces.
Ale schroniska nie zamknięto. Prokuratura kompletowała materiał dowodowy. A tymczasem kilkaset psów cierpiało głód, choroby, upał lub zimno, bo drewniane budy nie mają żadnej izolacji ani ściółki poza kilkoma garściami przegniłej słomy, którą najczęściej wygłodzone psy po prostu zjadały. Anna S. zarządzała „schroniskiem” przy pomocy swojej znajomej, wróżki mieszkającej kilkaset kilometrów od Wojtyszek Elżbiety Kin, znanej na Facebooku jako „szamanka”.