Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Dwie matury z polskiego. To był egzamin nierównych szans, męka dla uczniów i nauczycieli

Matury z języka polskiego w Zielonej Górze Matury z języka polskiego w Zielonej Górze Władysław Czulak / Agencja Wyborcza.pl
Na pewno o takiej maturze można porozmawiać w domu z rodzicami, a nawet dziadkami, gdyż Mickiewicz, Orzeszkowa i Żeromski to autorzy, o których pisze się maturę w Polsce od ponad wieku. Minister Czarnek starał się ułatwić zdanie egzaminu licealistom. O absolwentach techników i szkół branżowych już zapomniał.

Matura 2023 jest wyjątkowa pod wieloma względami. Przystępuje do niej równocześnie ostatni rocznik gimnazjalistów – absolwentów czteroletniego technikum i szkoły branżowej drugiego stopnia – oraz pierwszy rocznik licealistów, który nie doświadczył nauki gimnazjalnej. To absolwenci ośmioletniej szkoły podstawowej, którzy kilka dni temu ukończyli czteroletnie liceum. Pierwsi zdają starą maturę (według formuły 2015), a drudzy nową (według formuły 2023). Starą zdają też absolwenci z poprzednich lat. Różnice są kolosalne.

Koszmar tegorocznych maturzystów

Oba roczniki cztery lata temu swój pierwszy ważny egzamin – jedni po gimnazjum, drudzy po podstawówce – zdawały w warunkach najgorszych z możliwych, czyli podczas strajku nauczycieli. Istniało ryzyko, że do egzaminów wtedy w ogóle nie dojdzie, gdyż dyrektorom nie uda się skompletować zespołów nadzorujących. Strajk rozpoczął się 8 kwietnia 2019 r., egzamin gimnazjalny dwa dni później, a ósmoklasisty tydzień później, gdy zapał strajkujących był największy.

Jak podaje Wikipedia, „egzaminy zostały przeprowadzone w placówkach w dużym stopniu ze względu na zaangażowanie osób innych niż nauczyciele, w tym rodziców, księży i samorządowców” (hasło: „Strajk nauczycieli w Polsce w 2019 roku”). Tylko w kilku szkołach egzaminy się nie odbyły.

Choć strajk zakończył się po 20 dniach, koszmar tegorocznych maturzystów dopiero się zaczynał. Po bardzo stresujących egzaminach czekała ich podwójna rekrutacja do szkół maturalnych (dwa roczniki ubiegały się o miejsce w mniejszej liczbie klas pierwszych). Gdy zostali przyjęci i trochę pochodzili do nowej szkoły, nastała pandemia koronawirusa, ogłoszono lockdown i wprowadzono zdalne nauczanie. Byli wtedy pierwszoklasistami. Prawie całą drugą klasę spędzili w domu, ucząc się na tzw. kamerkach. W strachu, że to się powtórzy, spędzili trzecią klasę (w tym czasie Rosja napadła na Ukrainę i zaczął się exodus uchodźców), a dopiero w ostatnim roku nauka odbywała się w pełni stacjonarnie, co wcale nie oznaczało końca stresów.

Egzaminatorów jest na styk

Żaden rocznik przed nimi nie został aż w takim stopniu dotknięty depresją i innymi chorobami ducha. Egzamin maturalny również odbywa się w warunkach dalekich od idealnych, co pogłębia poczucie dyskomfortu. W najgorszej sytuacji znaleźli się absolwenci czteroletniego liceum, którym na początku nauki wmawiano, iż matura będzie bardzo trudna. Jednak pod koniec przygotowań, gdy CKE opracowała wyniki próbnych egzaminów, minister Czarnek ogłosił nadzwyczajne ułatwienia, szczególnie na egzaminie ustnym (wykreślono 110 najtrudniejszych pytań). Było to w marcu, czyli dwa miesiące przed maturą.

Dzisiaj zaś – w dniu egzaminu z języka polskiego – wyszło na jaw, iż wciąż brakuje egzaminatorów do sprawdzenia arkuszy. Jak przyznał dyrektor Marcin Smolik na antenie Radia Zet, OKE potrzebują 4913 egzaminatorów języka polskiego, natomiast deklarację współpracy zgłosiło 4707 osób. Jeśli nawet stawią się wszyscy, wciąż zabraknie ponad 200 osób. Oznacza to więcej wysiłku dla tych, którzy przyjdą (wypada średnio ok. 60 arkuszy na głowę plus coś ekstra z powodu niekompletnego zespołu sprawdzających). Dyrektor Smolik określił, iż egzaminatorów jest „na styk”. Oby żaden nie zachorował.

Miejmy nadzieję, że wyniki obydwu egzaminów – w starej i nowej formule – maturzyści otrzymają na czas. Termin wyznaczono przezornie aż na 7 lipca, czyli ponad dwa miesiące po egzaminie. W poprzednich latach wyniki ogłaszano 3–5 lipca (wyjątkiem był 2020 r., kiedy matura i wyniki przesunięto o miesiąc), a w 2017 udało się ogłosić wyniki już 30 czerwca. Obecnie czerwiec jest terminem nieosiągalnym. W kuluarach mówi się, że wyniki powinny być ogłaszane w rocznicę bitwy pod Grunwaldem, czyli 15 lipca. Tak może będzie już za rok.

Polska jest najważniejsza

Bez względu na formułę egzaminu z języka polskiego – najważniejsze jest wypracowanie. Tematy rozprawek powinny być tak sformułowane, aby dawały zdającym możliwość dokonania prawdziwego wyboru (muszą być różne) i nie dotyczyły spraw, które mogą obchodzić jedynie starych profesorów czy sędziwe dewotki (tak bywało w poprzednich latach), natomiast nastolatków w ogóle. Egzamin dojrzałości nie może być też sprawdzianem z patriotyzmu lub religijności.

Niestety, takie tematy zdarzały się dość często, co powodowało, że młodzież zamiast pisać o literaturze i wykazywać się sprawnościami językowymi, deklarowała, iż Polska jest najważniejsza, literatura polska najpiękniejsza, a Mickiewicz czy Prus szczególnie. Egzaminatorzy nie wiedzieli, jak oceniać te deklaracje. Za postawę należałaby się ocena celująca, ale nie to jest przecież sprawdzane na maturze.

W tym roku patriotycznego „Pana Tadeusza” wciśnięto jedynie absolwentom techników i szkół branżowych (epos był także rok temu). Na szczęście temat nie był naznaczony piętnem umiłowania tego, co polskie. Brzmiał dość przyjaźnie: „Jak niespodziewane okoliczności wpływają na zachowanie człowieka”. Drugi był równie zachęcający („Czy nieprzyjemne prawdy są lepsze od przyjemnych złudzeń?”), jednak obowiązek opracowania go na podstawie „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego mógł odstraszać.

Wystarczy znać Biblię

Na pewno o takiej maturze będzie można porozmawiać w domu z rodzicami, a nawet dziadkami, gdyż Mickiewicz i Żeromski to autorzy, o których pisze się maturę w Polsce od ponad wieku, czyli od odzyskania niepodległości. Jeśli w jakiejś rodzinie żyją jeszcze pradziadkowie, to jest całkiem prawdopodobne, że również zdawali podobny egzamin dojrzałości. Zrozumieją więc, o czym pisał prawnuczek czy prawnuczka, może nawet o tym samym. W ciągu ostatnich stu lat świat się zmienił ogromnie, natomiast kanon lektur szkolnych prawie wcale. Młodzież z techników i zawodówek wprawdzie tych staroci nie czyta, jednak na maturze musi udawać, że nie tylko czyta, ale i kocha.

Natomiast licealistom dano tematy bez wskazania utworu. To wielkie ułatwienie, które należało się wszystkim zdającym. Maturzysta z ogólniaka sam musiał wybrać jedną lekturę z listy zawartej w arkuszu egzaminacyjnym (epika lub dramat), na podstawie której napisze rozprawkę. Ale jeden utwór nie wystarczy. Drugie dzieło literackie, które obowiązkowo należy opracować, może nie należeć do kanonu, wystarczy powołać się na cokolwiek, nawet na krótki wiersz.

Warto zauważyć, że na pierwszym miejscu listy lektur obowiązkowych jest Biblia. Maturę z polskiego można więc zdać na podstawie dowolnego fragmentu Pisma świętego, choćby przypowieści o synu marnotrawnym czy opisu zerwania owocu przez Ewę w raju. Coś z Biblii każdy zna. Doprawdy łatwiej już tego egzaminu nie można było wymyślić.

Tematy wypracowań, jakkolwiek dość przyjazne dla nastolatków, zostały sformułowane na jedno kopyto, tzn. dotyczyły obrazu człowieka w literaturze (1. Człowiek – istota pełna sprzeczności; 2. Co sprawia, że człowiek staje się dla drugiego człowieka bohaterem?). Na obydwa tematy można w zasadzie napisać jedną rozprawkę, np. stawiając tezę, iż „bohaterem jest człowiek pełen sprzeczności”. Prawdziwy wybór maturzysta miałby wtedy, gdyby jeden temat był o niebie, a drugi o chlebie. CKE powinna o tym pamiętać w kolejnych latach.

Ekipie PiS zabrakło pomysłu

Prawdziwy problem dotyczy jednak nie samych tematów wypracowań, lecz zasad oceniania. Mimo że sytuacja postpandemiczna i problemy zdalnego nauczania obydwu roczników, czyli absolwentów techników i liceów, są identyczne, pierwsi muszą napisać wypracowanie, aby zdać. Licealiści natomiast mogą zdać nawet bez rozprawki. W ich przypadku kluczowy jest bowiem test sprawdzający czytanie ze zrozumieniem oraz znajomość lektur.

Powstała więc absurdalna sytuacja, że absolwenci szkół zawodowych – techników i branżowych – muszą umieć napisać długie wypracowanie, inaczej zostaną zdyskwalifikowani, natomiast absolwenci liceów ogólnokształcących niekoniecznie. Gdyby kierować się logiką, to powinno być raczej odwrotnie. Oczywiście pisać dłuższe teksty powinni bezwzględnie umieć wszyscy kandydaci do studiowania, a nie tylko niektórzy, jednak absolwenci ogólniaków najbardziej. W ogóle błędem kardynalnym, ale popełnionym przez twórców nowej matury, jest zasada, iż można zdać maturę z polskiego bez wypracowania. To błąd zasadniczy, który powinien zostać jak najszybciej naprawiony przez CKE.

Ewidentnie pisowskiej ekipie zabrakło pomysłu na maturę z polskiego dla absolwentów czteroletniego liceum (starą maturę, która nie przetrwała próby czasu, robiła poprzednia władza), stąd takie dziwolągi. Nie byłyby one aż tak widoczne, gdyby nie ewenement, jakim jest różna matura w tym samym dniu dwóch roczników. Choć twórcy arkuszy robią, co mogą, aby ułatwić młodzieży zdanie matury ze skutkiem pozytywnym, błędów zasadniczych nie naprawią. Wymagałoby to zmiany formuły egzaminacyjnej, a do tego PiS nie jest zdolny. Wszyscy więc, zarówno uczniowie, jak i nauczyciele, musimy się z tą maturą męczyć.

Nowa matura łatwiejsza niż stara

Niemałym zaskoczeniem był również fakt, iż licealistom dano do analizy – w części sprawdzającej czytanie ze zrozumieniem – bardziej przyjazny tekst o turystyce Agnieszki Krzemińskiej z „Polityki” („Podróż jak prozak. Po co człowiekowi czasowa zmiana miejsca”), natomiast absolwenci szkół zawodowych musieli zmierzyć się z filozoficznym materiałem Józefa Tischnera o dialogu. Choć obydwa materiały są równie wartościowe, to jednak zmierzenie się z filozoficznym językiem ks. Tischnera wymaga znacznego wyrobienia. Bez umiejętności czytania tekstów filozoficznych trudno to ugryźć, szczególnie w warunkach egzaminu.

Dziwnym trafem pod tekstem Krzemińskiej znalazło się aż siedem przypisów ułatwiających zrozumienie słów, które CKE uznała za trudne, np. „masowe – powszechne”. Do tekstu Tischnera nie było żadnych, choć wcale nie jest łatwy (pochodzi z „Wyboru pism filozoficznych”, co mówi samo za siebie). Doprawdy nowa matura z polskiego okazała się dużo łatwiejsza niż stara, a przecież miało być odwrotnie. Mam wręcz wrażenie, że Czarnek starał się ułatwić zdanie matury licealistom, a o absolwentach techników i szkół branżowych zapomniał.

CKE zafundowała zdającym wiele niespodzianek, w tym interesującą feerię kolorów. Ponieważ w jednej sali egzaminacyjnej mogły znajdować się osoby zdające różne formuły, arkusze zostały oznaczone dwoma kolorami: fioletowym nowa matura, pomarańczowym stara. Nauczyciele mieli pilnować kolorów, aby np. absolwent zeszłoroczny nie pisał matury według nowej formuły, a tegoroczny – według starej. W wielu szkołach z tego powodu było kolorowo i przez to zabawnie.

Nie jest to może pełna tęcza, komentowano, ale nawet jej fragment sprawia dużo radości. Zawsze to jakaś próba przełamania szarzyzny w murach szkolnych. Pozostałe kolory tęczy być może pojawią się w kolejnych dniach egzaminów. Czerwone były też rumieńce zdających, gdyż emocji nie brakowało.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną