Szykany w imię Boże. Czarnek w starciu z naukowcami przechodzi od słów do czynów
Wolność nauki i wolność słowa w przestrzeni akademickiej były dotąd świętością. I nawet jeśli urzędnicy dopuszczali się represji (jak prezydent Andrzej Duda, odmawiając podpisania nominacji profesorskiej dla Michała Bilewicza, zajmującego się m.in. badaniem antysemityzmu), to nie śmieli wprost przyznawać, z jakiego powodu je stosują. Inaczej jest w przypadku dr. hab. Przemysława Czarnka, który z charakterystycznym dla siebie samozadowoleniem pogroził restrykcjami finansowymi placówce zatrudniającej prof. Barbarę Engelking, wybitną badaczkę Zagłady i stosunków polsko-żydowskich w latach 40. XX w., czyli Instytutowi Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, a następnie groźbę tę spełnił.
O Polakach tylko dobrze
Kolejna bariera na drodze do dyktatury została przełamana. A w dodatku tym razem kontekst skandalu jest antysemicki. Kara, jaka spotkała IFiS PAN, podobnie jak wcześniej prof. Bilewicza, ma jedną jedyną przyczynę: oboje „mają czelność” mówić o polskich winach względem Żydów. Tymczasem w łaskawości swojej PiS zgadza się wyrzekać antysemityzmu, pod jednym wszakże, lecz bardzo stanowczym warunkiem: że Żydzi i ich przyjaciele (akurat prof. Engelking nie jest Żydówką) nigdy nie będą mówili źle o Polakach. Żadnych Polakach. Niezależnie od tego, czy mówią prawdę, czy nie. Wdzięczność wobec władz polskich za potępianie antysemityzmu oraz wdzięczność wobec Polaków ratujących Żydów wymaga, aby prawda o tych, co zabijali Żydów, pozostała ukryta i przemilczana.