Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Wszystkie dzieci nasze są, także te trans. Potrzeba im zrozumienia i wsparcia

Działacze Ordo Iuris ogłosili prace nad projektem ustawy zakazującej osobom transpłciowym zabiegów korekty płci do osiągnięcia 18. roku życia. Działacze Ordo Iuris ogłosili prace nad projektem ustawy zakazującej osobom transpłciowym zabiegów korekty płci do osiągnięcia 18. roku życia. mitarart / PantherMedia
PiS chce uniemożliwić rozmowę o transpłciowości w szkole, Ordo Iuris postuluje zakaz tranzycji do 18. roku życia. Ignaś i Han nie potrafią tego zrozumieć. Gdyby nie korekta płci, mogliby nie dożyć tegorocznego Dnia Dziecka.

Gdy Ignaś był w podstawówce, Jola załamywała ręce, że dziecko chodzi w porozciąganych dresach, a spódniczki i rajstopy kurzą się w szafie. Gdy w siódmej klasie dyrekcja zorganizowała dyskotekę, postawiła sprawę twardo: albo założysz sukienkę, albo nie idziesz!

Dziś wie, że popełniła błąd. – Zamiast ekscytacji był płacz i lament. Więcej nie naciskałam. Zaczęłam się domyślać, że może wychowuję lesbijkę.

Czytaj także: „W metryczce stoi co innego”. Transnastolatki walczą o życie

***

15-letni Han wyszedł przed Moniką z szafy jako lesbijka, ale już wtedy miał wątpliwości. – Całe życie próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego mam chłopięcy styl bycia? Dlaczego preferuję „męskie” zabawy i zainteresowania? Bo faktycznie, zamiast skakać na skakance, Han puszczał po torach hot wheelsy i grał w piłkę. Lalek nie tykał, a jak bawili się z dziećmi w rodzinę, bezwiednie przejmował rolę ojca. – Bardzo długo odrzucałem nawet kolor różowy. Nie chciałem, by był ze mną jakkolwiek kojarzony.

***

O tym, że wychowuje transpłciowe dziecko, Jola dowiedziała się z YouTube’a.

Jakoś zimą Ignaś wrócił ze szkoły z zabandażowanymi rękami. Spłakany tłumaczył, że koledzy wyzywają go od pedałów, a że nie chciał ich skrzywdzić – wyładował złość na drzewie. Miesiąc później, gdy syn był w szkole, Jola dostała od niego esemesa („Uważam, że powinnaś wiedzieć”) i link do materiału, w którym queerowy jutuber tłumaczył podstawowe zagadnienia na temat transpłciowości.

Parę godzin później Ignaś wrócił do domu, a Jola miała wrażenie, że własne dziecko się jej boi. Przytuliła. Zapewniła, że kocha. I żałuje, że nie wiedziała wcześniej.

***

Dla Moniki pierwszy coming out Hana nie był superkluczowym tematem. Nie obchodziło jej, czy wychowuje dziecko homo, czy może hetero; przecież ważne, żeby było szczęśliwe. Drugie wyjście z szafy to już jednak była zupełnie inna historia.

– Chłopięce zabawki, ubrania… Ja przecież widziałam te wszystkie sygnały! Ale wypowiedziane na głos: „Mamo, jestem trans”, zburzyło mi świat, w którym wszystko wydawało się nazwane i pewne. Przecież miałam spokojną, poukładaną córkę, która była w szczęśliwym związku… I nagle okazuje się, że jednak mam syna.

Był szok, bo to nie koniec zmian. Potem przyszedł strach. – Wcześniej nie wiedziałam, dlaczego dziecko cierpi, bałam się, że coś sobie zrobi. Po coming oucie zaczęłam się natomiast zastanawiać się, co będzie, jak Han zacznie przyjmować hormony? Jak on się zmieni? Jak odbierze go otoczenie?

Ranking szkół przyjaznych LGBTQ+. O czym to mówi i gdzie składać papiery

***

– Na parę lat zamknąłem się w sobie. Nie miałem kontaktu z rówieśnikami, unikałem ludzi, bałem się ich reakcji na mnie. Sprawiało mi ból, że nie zwracają się do mnie tak, jak się czuję – mówi Ignaś. On też outował się kilkakrotnie: jako lesbijka, pan, bi, osoba niebinarna… O tym, że jest trans, pierwsza dowiedziała się przyjaciółka z podstawówki. – Zareagowała dobrze. Powiedziała: jesteś moim przyjacielem, nieważne – chłopcem, dziewczyną, czy jeszcze kimś innym. Z innymi było różnie: część wzruszyła ramionami, inni wyzywali. Ignacy stresował się zwłaszcza tym, co powie brat, wówczas 13-latek.

Jola postanowiła trochę pomóc szczęściu. Wzięła młodszego syna na lody i podczas spaceru zaczęła tłumaczyć, że słuchaj: od teraz masz brata, musisz się do niego zwracać tak, jak do chłopców, chciałabym, żebyś go wspierał, bo jemu nie jest teraz lekko. – A on się tylko uśmiechnął i powiedział: mamo, możesz na mnie liczyć, ja i tak zawsze wolałem mieć brata!

***

Gdy Han wyoutował się na studiach, prosząc w konwersacji grupowej o stosowanie odpowiednich zaimków, dostał właściwie same serduszka i kciuki w górę. Starościna zadeklarowała nawet, że jeśli wykładowcy nie będą respektować końcówek i nowego imienia, to już ona się z nimi rozprawi. – Uczelnia też dała radę. W ramach Uniwersytetu Jagiellońskiego funkcjonuje grupa TęczUJ, która zajmuje się m.in. kwestią funkcjonowania w strukturach osób transpłciowych i niebinarnych. Od ręki zmienili mi dane w USOS-ie [Uniwersytecki System Obsługi Studiów – dop. red.] i na teamsach.

Han wie, że ma szczęście, bo gdzie indziej różnie bywa. – Wkurza mnie, jak czytam, że kwestia zaimków nagle staje się na uczelniach Wielką Sprawą. Ktoś stwierdza na grupie, że przecież trudno mu się będzie przestawić… Naprawdę? No więc nam też nie jest lekko! Musimy sobie w takim momencie poprzestawiać całe życia.

Czytaj także: Uczelnie otwierają się na potrzeby transseksualnych studentów

***

– Zacząłem chodzić do psychologa i seksuologa, wcześniej robiliśmy różne testy… dużo ich było – wzdycha Ignaś. – Badania krwi, badania dna oka, EKG, rezonans magnetyczny głowy. Potem poszukiwania psychiatry, który wypisze mi testosteron – wylicza.

– A to wcale nie jest łatwe – dopowiada Jola. – W Katowicach trafiliśmy na psychiatrę, który od razu mi powiedział, że syn musi mieć ukończone 18 lat, żebyśmy mogli z czymkolwiek ruszyć. Po wszystkim wziął mnie jeszcze na stronę i zapytał: a co na „to wszystko” ojciec? Odpowiadam, że był zaskoczony. „A pani się nie dziwi?! Też byłbym zaskoczony, gdyby mi córka powiedziała, że chce być chłopakiem”.

Inny psychiatra pożegnał Jolę i Ignacego w drzwiach, oznajmiając, że osobami transpłciowymi się nie zajmuje, koniec. A jak już wydawało się, że Ignaś dostanie hormon na szesnaste urodziny, zaparła się endokrynolożka. – Chodziłem do niej wcześniej, zapewniała, że po wszystkich badaniach wypisze mi testosteron… I nagle: nie, bo nie. Jola: – Mieliśmy wszystkie badania, byłam przekonana, że zaraz zbierze się konsylium!

Ignacy się załamał. – Gdyby nie pomogła nam wtedy znajoma endokrynolożka, nie dałbym dłużej rady. To by się mogło skończyć pod ziemią.

To nie jest kraj dla ludzi transpłciowych

Jak wynika z przygotowanego dla Kampanii Przeciw Homofobii i Lambdy Warszawa raportu „Sytuacja społeczna osób LGBTA w Polsce: 2019–20”, aż 44 proc. osób nieheteronormatywnych deklaruje poważne objawy depresji. Znacząco częściej od gejów (28 proc.) czy lesbijek (40 proc.) doświadczają ich jednak właśnie osoby trans (61 proc.).

Czytaj także: Lepiej już było. Polska znów największym homofobem UE

W naszej społeczności to osoby transpłciowe najczęściej spotykają się z cyberprzemocą, gorszym traktowaniem w miejscu pracy, dyskryminacją w służbie zdrowia, sądzie i Kościele. To one są najbardziej narażone na przestępstwa z nienawiści i najczęściej nie są akceptowane przez rodziców. I to one przodują w statystykach samobójstw.

Recepta na poprawę sytuacji transdzieciaków jest oczywista – musimy zapewnić im jak najwięcej wsparcia w szkole i w rodzinie. Rzecz w tym, że Polska próbuje je właśnie utrudnić.

Dziaderska przysługa Lwa-Starowicza

Medialne szlaki przetarł w kwietniu Łukasz Sakowski. Na swoim blogu „To tylko teoria” wyoutował się jako osoba po detranzycji (czyli taka, która przechodziła korektę, ale przerwała ją i wróciła do płci przypisanej przy urodzeniu). Jego jednostkowa historia nie może być jednak pretekstem do zmian w prawie – przestrzega w rozmowie z „Polityką” Maja Heban, aktywistka Miłość Nie Wyklucza. – Dobrze, że ludzie dowiadują się, czym jest detranzycja. Niedobrze, że dostają tę informację ze zideologizowanego, pełnego manipulacji źródła.

Prawicowy salon zaczerpnął z niego obficie. W magazynie TVP pojawił się tekst „Zmiana płci to ciężkie okaleczenie”, wPolityce.pl nazwało historię Sakowskiego „Powrotem z piekła”, a „DoRzeczy” donosiło o „Szokującym wyznaniu blogera”. We „Wprost” ukazał się zaś wywiad z profesorem Zbigniewem Lwem-Starowiczem, który w rozmowie z Krystyną Romanowską zapowiedział złowieszczo: „Czeka nas fala detranzycji”.

– Lew-Starowicz ma przestarzałe poglądy na transpłciowość. W społeczności trans funkcjonuje jako dziaders, który leczył homoseksualność elektrowstrząsami, za co później przepraszał. Widocznie nie wyniósł z tego refleksji – uważa Heban. Efekty jego rozmowy z „Wprostem” już jednak widać. – Pojawiły się informacje, że jeden z czołowych chirurgów, zajmujących się w Polsce mastektomią transmężczyzn, żąda, by od diagnostyki do operacji minęło przynajmniej półtora roku. I powołuje się na ten konkretny wywiad z Lwem-Starowiczem.

Palcie, pijcie, przechodźcie tranzycję

Zblatowane z władzą Ordo Iuris poczuło, w którą stronę wieje wiatr. Jego działacze ogłosili prace nad projektem ustawy zakazującej osobom transpłciowym zabiegów korekty płci do osiągnięcia 18. roku życia (obecnie są one legalne, jeśli wyrazi na nie zgodę oboje rodziców). Jej przyjęcie przez Sejm oznaczałoby, że za pomoc w uzgodnieniu płci lekarzom i lekarkom groziłoby nawet do trzech lat więzienia.

– Ordo Iuris chce odebrać dzieciom nadzieję – gorzko ocenia Heban. – Już sama perspektywa procedowania tego projektu i debaty nad nim negatywnie wpływa na poczucie bezpieczeństwa wśród młodzieży trans. A jego uchwalenie sprawi, że dzieciaki zaczną masowo marzyć o tym, żeby po prostu z Polski wyjechać.

Aktywistka boi się jednak, że postulat Ordo Iuris może wykroczyć poza bańkę prawicowych doktrynersów. – To ekstremizm, który jednak próbuje się przedstawić jako racjonalne rozwiązanie, jakie przełkną nawet centryści. Przecież – mówi skrajna prawica – my nie chcemy zakazać tranzycji i wcale nie uważamy, że osoby trans są chore psychicznie. Sprzeciwiamy się tylko „okaleczaniu” dzieci, które same zresztą nie wiedzą, czego chcą.

– W takim myśleniu ukryte jest jednak założenie, że tranzycja to coś jednoznacznie negatywnego, „krzywda”. Po 18. roku życia można od biedy pozwalać ludziom, żeby się krzywdzili: upijali, palili papierosy i, niech już będzie, przechodzili tranzycję…

– W rzeczywistości uzgodnienie płci nikogo nie krzywdzi. Ono wręcz ratuje życie! To dzięki niemu dzieci zaczynają wychodzić z domów, nawiązywać znajomości, dbać o siebie… Jasne, nadal jest nam trudno, ale przebycie tranzycji kończy okres, o którym potem próbujemy zapomnieć – stracone lata, gdy nie byliśmy sobą.

Czytaj także: Kaczyński atakuje dzieci LGBT+. Wujowskim humorem nie wygra wyborów

„Chrońmy dzieci”. Przed rządem

PiS robi zaś wiele, by młodzież nie tylko nie mogła tranzycji przechodzić, ale nawet o niej rozmawiać. Od dwóch tygodni partia intensywnie promuje projekt „Chrońmy dzieci. Wspierajmy rodziców”. W teorii obywatelski, choć zbiórkę podpisów pod nim ogłaszali Jarosław Kaczyński i Elżbieta Witek, a orędownikiem proponowanych rozwiązań był także Przemysław Czarnek. W wieczornym wydaniu „Wiadomości” Danuta Holecka wspomniała o inicjatywie aż trzykrotnie, zaś „Gościem Wiadomości” był tego dnia rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak. Oczywiście także on już się podpisał i zachęca do tego innych.

Pomysł nie jest nowy. Po zawetowaniu przez prezydenta obu inkarnacji „lex Czarnek” PiS znów próbuje organizacjom pozarządowym utrudnić obecność w szkołach. Grzmi więc o rzekomej „seksualizacji”, uporczywie nie rozumiejąc, czym edukacja seksualna właściwie jest. – Jeżeli ktoś chce zakazać uświadamiania dzieciom, co jest seksem, a co molestowaniem seksualnym, to robi w ten sposób przysługę pedofilom – uważa Heban. – Władza pokazuje wręcz tym projektem swoją pogardę dla dzieci, które traktuje jako broń w wojnie kulturowej.

– Faktycznie, trzeba dziś chronić dzieci. Przed rządem.

Czytaj także: PiS walczy z demonem „seksualizacji dzieci”. Znowu. Zaglądamy do projektu

Transpłciowość dzieci, transfobia Polski

– Rodzice nic nie wiedzieli i ja nic nie wiedziałem. Nie zdawałem sobie w ogóle sprawy, że coś takiego tak „transpłciowość” w ogóle istnieje – wspomina dzieciństwo Grzegorz Żak, dziś osoba prezesująca Trans-Fuzji. Kiedy dorastał, chodził w długich czarnych sukniach, mocno się malował, dobierał gotyckie dodatki – śmieje się, że już wtedy bawił się w cosplay. Po coming oucie mama zapytała go zresztą o tamte kreacje. Uśmiechnął się i odparł: „Przynajmniej masz dowód, że próbowałem”.

Grzegorz regularnie prowadzi grupy wsparcia, na które przychodzą także rodzice i bliscy osób LGBT+. Pytają, jak wygląda cały proces, o lekarzy, o to, jak zmieni się dziecko… – Ale jak już przychodzą i zadają pytania, to są to tzw. rodzice wspierający. Trzeba im np. tłumaczyć, że błędy w komunikacji to nie koniec świata, a jak pomylą się z zaimkami, wystarczy przeprosić i mówić dalej, nie biczować się przez pół godziny.

Na drugim biegunie sytuują się rodzice, którzy zakazują dziecku używania imienia, nie respektują jego zaimków i nie pozwalają na ekspresję zgodną z tożsamością, np. zabierając ubrania i blokując dostęp do social mediów. – Oni nie mają złych intencji – zastrzega działacz. – Są przestraszeni. Kochają swoje dziecko i nie chcą jego krzywdy. Dochodzą jednak do wniosku, że lepiej walczyć z transpłciowością niż z panującą w kraju transfobią.

Żak z pierwszej ręki wie, ile dziecko może zyskać na akceptacji rodziców: – Przed operacjami zawsze dzwoniłem do mamy, a jak tylko się wyoutowałem, tata napisał mi długiego maila, w którym zapewnił, że zawsze będzie mnie wspierał. Czułem, że mam w nich sojuszników i że w domu jestem bezpieczny. A to dla dziecka – i cis, i transpłciowego – przecież najważniejsze.

Czytaj także: Zobaczyć wreszcie siebie w lustrze. Piotr opowiada o ostatnim etapie korekcji płci

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną