Postanowiłyśmy napisać felieton o słowie „wyprzedaż” pojawiającym się w pierwszym pytaniu referendalnym, które przekazał prezes PiS Jarosław Kaczyński: „Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?”. Właściwie nie tyle o całym słowie, ile o małym jego kawałku, czyli przedrostku „wy-”.
Sprzedaż czy wyprzedaż: jest różnica
Opowiedziałyśmy o nim na spotkaniu z ludźmi z branży medialnej, a więc z osobami, dla których słowo jest narzędziem pracy. Wskazałyśmy, że słowo „wyprzedaż” – w przeciwieństwie do rzeczownika „sprzedaż” – niesie ze sobą dodatkowy sens, który zdecydowanie może mieć wpływ na odpowiedź. Dziennikarka pewnego ważnego tygodnika zareagowała komentarzem: – Dajcie spokój, przecież to wszystko jedno: sprzedaż czy wyprzedaż, jakie to ma znaczenie?
I tak felieton o jednym słowie użytym w pytaniu referendalnym powstał pod wpływem przekonania, że wcale nie jest wszystko jedno. Ten malutki dwuliterowy dodatek do czasownika – jeśli nie rozpoznamy sensu, który niesie – może bowiem zdecydować o tym, jak zareagujemy na przekaz. Tak działa język. Gdy nie rozpoznajemy jego mechanizmów, pozwalamy innym za pomocą języka przejąć nad nami władzę. Gdy natomiast wiemy, co może się kryć nawet w takich małych kawałkach słów, to wtedy my panujemy nad językiem i my potrafimy rozpoznać sposoby i skutki działania tych, którzy by chcieli za jego pomocą nami manipulować.