Społeczeństwo

Ukręcić sprawie łeb. Czy notariusz, który zastrzelił wilka, poniesie konsekwencje?

Wilk w Magurskim Parku Narodowym Wilk w Magurskim Parku Narodowym Zenon Wojtas / Arch. pryw.
W Olchowcu na Podkarpaciu zginął wilk. Myśliwy, jak wynika z relacji świadków, znany notariusz, został przyłapany na zwożeniu ciała zwierzęcia, ale uciekł z miejsca zdarzenia. Większość spraw o zabicie zwierząt chronionych jest umarzana. Jak będzie tym razem?

Czerwień barwi śnieg. Spod martwego ciała wypływa krew. Umazane są nią nogi i sierść. Rozmiary zwierzęcia i jego potężne łapy wskazują, że mógł to być ojciec – samiec rozmnażający się w wilczej grupie rodzinnej.

Zenon Wojtas, biolog, pracownik Magurskiego Parku Narodowego specjalizujący się w monitoringu dużych drapieżników, stoi nad leżącym na podnośniku traktora zwierzęciem chronionym i robi mu zdjęcia dowodowe. Nieraz widział tę do niedawna liczącą dziesięć wilków grupę, jak biegała po łąkach czy odpoczywała w trawach. Teraz patrzy na głównego obok samicy łowcę, który razem z nią zapewniał jedzenie młodym. Tej wiosny na świat przyszło ich sześć. Nawet w pełnych rodzinach tylko połowa szczeniąt przeżywa pierwszy rok życia. Te będą miały jeszcze mniejsze szanse. A jeśli grupa się rozpadnie, mogą przy okazji narobić sporo szkód w okolicznych gospodarstwach, szukając tam łatwej ofiary – niepilnowanych owiec czy psów.

Czytaj też: Im więcej dziupli, tym zdrowszy las. Tylko trzeba o nie dbać

Nikt nie usłyszał zarzutów

19 listopada w godzinach porannych ponad 30 osób zjeżdża na polowanie zbiorowe w okolicach Olchowca, jakieś półtora kilometra od granicy Magurskiego Parku Narodowego.

Nieco po południu Wojtas dostaje informację, że prawdopodobnie zastrzelono na nim wilka. Kiedy dociera na miejsce, najpierw słyszy, a potem widzi traktor wiozący martwe zwierzę i idącego obok mężczyznę. Rozpoznaje znanego notariusza z Krosna Wojciecha N.

Myśliwy do kręcącego zdarzenie telefonem biologa rzuca, że i tak nie jest w stanie nic mu zrobić, po czym odbiega. Wsiada do stojącego 100 m dalej pickupa i odjeżdża.

Policja zjawia się na miejscu po ponad godzinie. Zatrzymuje kierującego traktorem rolnika. Ten przy Wojtasie i innym świadku zeznaje, że myśliwy – tu wskazuje notariusza – poprosił go o zwiezienie zastrzelonego jelenia. Na miejscu okazało się, że to wilk. Świadkowie informują, że Wojciech N. wyglądał, jakby był pod wpływem alkoholu, miał chwiejny krok i niezrozumiałe wypowiedzi. Policyjny technik na ciele wilka znajduje ranę wlotową i wylotową po kuli w okolicy szyi.

Jak dotąd nikt nie usłyszał zarzutów. Kolejni świadkowie są przesłuchiwani, w dalszym ciągu trwają czynności procesowe i kompletowanie materiału dowodowego – słyszę 24 listopada od rzecznika prasowego KPP w Krośnie Pawła Buczyńskiego.

Czytaj też: Zwierzęta nie mogą migrować, nie mają co pić. Otwory są, ale do pushbacków

Notariusz poluje od lat

Czy w dniu zdarzenia policja przebadała alkomatem i pobrała krew od Wojciecha N.? Buczyński nie może o tym mówić, nie wie też, czy były ku temu przesłanki, ale potwierdza, że jeśli byłaby informacja, że osoba odjechała pod wpływem alkoholu, policjanci mają obowiązek podjąć interwencję, choćby wobec popełnionego przestępstwa kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości.

Próbuję skontaktować się z Wojciechem N. W jego kancelarii słyszę (23 listopada), że jest na urlopie, ale następnego dnia ma być na miejscu. W piątek jest w biurze, ale cały dzień odczytuje akty notarialne. Zostawiam numer do siebie z prośbą o pilny telefon, ale żadnego nie dostaję. W prasie wyczytałam tylko, że uważa, iż padł ofiarą pomówienia i nie było go na polowaniu.

O to, czy Wojciech N. uczestniczył w niedzielnym polowaniu, pytam Mariusza Kopczyka, szefa Koła Łowieckiego „Zacisze”, które organizowało łowy. Potwierdza. Z jego relacji wynika, że wilk nie został zastrzelony. I dalej, że „ten, który znalazł truchło czy zwłoki… najszybciej, jak mógł, zszedł z lasu, przede wszystkim zabezpieczył tę zwierzynę, zwiózł ją na dół i poinformował mnie, ja poinformowałem łowczego, a on zawiadomił policję”.

Tyle że wspomniany łowczy, również obecny na polowaniu pracownik straży Magurskiego Parku Narodowego, zrobił to dopiero następnego dnia. Od Jarosława Jaróga z kolei dowiaduję się, że wszystko powiedział już policji i TVP3 Rzeszów. W telewizji mówi: „Nie widziałem tego. Tylko dostałem informację wieczorem, czyli w nocy, gdzieś koło 18, bo mi prezes zgłosił, że pan [wycięte nazwisko – red.] znalazł martwego”. Z kolei w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej”: „Ustrzelono jedną łanię… Podszedł do mnie kolega i powiedział, że strzelał do cielęcia i pojedzie sprawdzić na miejsce, czy to nie postrzałek [zwierzę ranione]”.

Podpytuję prezesa koła Zacisze, czy jego zdaniem można „pomylić” dużego wilka z cielakiem jelenia. – Ależ skąd! – zaprzecza. Dodaje, że to stary myśliwy, który poluje od lat. I że do nierozpoznanego celu nie oddaje się strzału.

Łowczy dopiero wieczorem mieli dowiedzieć się o znalezieniu „truchła”. Jaróg miał poprosić o „zabezpieczenie wilka”. To było koło 18. Wojtas zawiadomił policję po 16. Wynika z tego, że Jaróg rozmawiał z prezesem, który miał rozmawiać z Wojciechem N., kiedy było już po wszystkim. Co więcej, Kopczyk mówił, że w okolicy nie ma lub jest bardzo słaby zasięg, dlatego nie powiadomili policji od razu. Logiczne byłoby, żeby nie ruszać ciała zwierzęcia chronionego w sytuacji podejrzenia postrzału, żeby nie utrudniać policji śledztwa.

Patologia kolesiostwa

27 grudnia 2022 r. w położonej parę kilometrów dalej wsi Huta Polańska zastrzelono młodą wilczycę, najprawdopodobniej z tej samej grupy rodzinnej. Sekcja potwierdziła, że to amunicja śrutowa była przyczyną śmierci. Elementów pocisku nie odnaleziono. Z braku dowodów i świadków sprawa została umorzona.

W marcu 2021 r. w rzece we wsi Toki, niecałe 8 km w linii prostej od granicy Magurskiego Parku Narodowego, znaleziono inną martwą wilczycę. Była oskórowana, miała uciętą głowę i łapy, mimo to sekcja wykazała, że i ona najpewniej zginęła od kuli. I to śledztwo zamknięto z powodu niewykrycia sprawcy.

Jak wynika z badań z 2021 r., w Polsce od strzału co roku ginie co najmniej 147 przedstawicieli Canis lupus. Jednocześnie jak dotąd tylko siedem spraw zakończyło się skazaniem, w sześciu winnymi okazali się myśliwi. Wilki są w Polsce pod ochroną od 1998 r.

Adwokatka zwierząt Karolina Kuszlewicz wskazuje na przyczyny skrajnie rzadkiego pociągania do odpowiedzialności sprawców przestępstw na zwierzętach chronionych, bo nie dotyczy to wyłącznie wilków. Pierwsza wiąże się z tym, że myśliwi, czyli najczęściej ujawniani sprawcy, to na ogół osoby, które piastują wysokie funkcje społeczne, mają też dużą reprezentację w parlamencie. – Można mówić, że wciąż istnieje zagrożenie uwikłania środowiska i patologii kolesiostwa – zastrzega.

„Bcp” – brak cech przestępstwa

Kolejny powód to niewystarczające przygotowanie służb pod kątem ścigania przestępstw przeciwko dzikim zwierzętom i przyrodzie. Brakuje wypracowanych standardów i przeszkolenia policji, sądów czy prokuratorów, którzy uczą się wszystkiego na bieżąco. Ustawa nie tłumaczy, co to znaczy, np. w przypadku zabicia wilka, że powoduje to znaczne zniszczenia w środowisku. Czasami prokuratorzy sami wymyślają, jak interpretować dany przepis. Niejednokrotnie, gdyby nie zaangażowanie organizacji społecznych, podobne sprawy nie miałyby racji bytu. Do tego, że tak rzadko dochodzi do ścigania, przyczyniają się także problemy ze zgromadzeniem dowodów. Ciała zwierząt często ujawniane są długo po czasie, co bardzo utrudnia ustalenie, kto i w jaki sposób dokonał przestępstwa.

W marcu dostałam anonimowy list od policjanta, który podał kolejne powody, dla których sprawy wyglądają, jak wyglądają: „Pracą policji rządzą dwie zmienne: wykrywczość i spływ, czyli zakończenie w terminie postępowania w sprawie o przestępstwo. Nie ocenia się skuteczności wykrycia sprawcy. W związku z tym wiele śledztw kończy się na »bcp« – braku cech przestępstwa, lub jako »N«, czyli niewykrycie sprawcy. To drugie naprawdę dramatycznie rujnuje statystykę, ściąga gromy na głowy naczelników i komendantów, rozwiewa marzenia o premii kwartalnej. Po co przyjmować sprawę z góry skazaną na enkę? Kłusownictwa do najłatwiejszych do udowodnienia nie należą. Brak pocisku w tuszy wilka, uszkodzenia świadczące o śmierci w wyniku potrącenia, zaplątanie się w drut ogrodzeniowy i samouduszenie (!), obrażenia zadane przez inne zwierzę leśne to tylko kilka spośród pomysłów na »bcp«. »Bcp« jest fajne, bo rozpoczyna się jako przestępstwo i nikt nam nie zarzuci lekceważenia sprawy…”, napisał.

Gdy prawo łamie prawnik

Szansę na pociągnięcie dalej zwykle mają te sprawy, które są rozdmuchane medialnie, więc trudniejsze do zamiecenia pod dywan. Ta z Olchowca niewątpliwie już teraz budzi wiele emocji w kręgach krośnieńskich służb. Prokuratura rejonowa, do której trafiła, podpisała wniosek o wyłączenie jej z dalszego nadzorowania postępowania. Teraz prokuratura okręgowa musi podjąć decyzję, czy go uwzględnia, i wskazać inną prokuraturę rejonową z okręgu krośnieńskiego. Może też zdecydować o wyłączeniu całego okręgu i zgłosić taką prośbę do prokuratury regionalnej.

Jako wyjaśnienie prokuratury rejonowej usłyszałam, że osoba z kręgu osób podejrzewanych o zastrzelenie wilka to znany w środowisku prawnik. Ta okoliczność mogłaby później być podstawą do kwestionowania obiektywności w prowadzeniu postępowania.

Zabicie zwierzęcia pod ścisłą ochroną gatunkową jest poważnym przestępstwem z art. 181 kodeksu karnego. Jeśli powoduje zniszczenie w środowisku w znacznych rozmiarach, podlega karze więzienia nawet do ośmiu lat. To więcej niż nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka, zagrożone do lat pięciu. Czy kara tym razem zostanie wymierzona, a sprawca, który ewidentnie czuje się bezkarnie, przekona się, że łamanie prawa ma w tym kraju konsekwencje? Bez względu na to, czy łamie je rolnik, czy notariusz. Ba, tym bardziej jeśli łamie je ten, kto powinien je reprezentować.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną