Wkręceni w nakrętki
Wkręceni w nakrętki pod nosem: mała rzecz, wielki spór. A możemy zdenerwować się jeszcze bardziej
Cztery, a może nawet pięć miliardów – dokładnych danych brak, ale mniej więcej tyle plastikowych butelek z napojami kupują rocznie Polacy. A każda z nich z nakrętką. W szybkim tempie przybywa tych przytwierdzonych do butelek, a od lipca tylko takie mają być dostępne na sklepowych półkach. Jednak drobna z pozoru zmiana nie przebiega bezboleśnie – i to dosłownie, bo liczba skarg poszkodowanych przez nowe nakrętki rośnie lawinowo. W grę wchodzą przede wszystkim „rany okolic otworu gębowego”, nieprzyzwyczajonego do nowego zagrożenia. Internet zalewają instruktażowe filmiki, które radzą, co zrobić z niesfornymi nakrętkami. Rozwiązań jest wiele, chociaż każde z nich dalekie od doskonałości.
Pierwsza możliwość (dla uległych): zaakceptować fakt, że nakrętki pozostają przyczepione, i nauczyć się pić razem z nimi. Lepiej, by podczas konsumpcji znajdowały się z boku, a nie z góry (atakują nos) czy dołu (wbijają się w brodę), chociaż i tak będą przeszkadzać. Opcja druga (dla dobrze zorganizowanych): kulturalnie odcinamy nakrętkę, ale do tego potrzeba na przykład nożyczek. A przecież wodę czy inny napój konsumujemy często zaraz po zakupie, poza domem. Metoda trzecia (dla niepokornych): nie dajemy się nowym przepisom i po prostu odrywamy nakrętkę. Ale uwaga! Gdy butelka jest pełna, prawa fizyki okazują się nieubłagane. Nieumiejętna próba pozbycia się nakrętki z pewnością skończy się wylaniem części płynu, a często zalaniem konsumenta. Przy napoju gazowanym straty będą szczególnie duże. Zwłaszcza gdy trafimy na butelkę stosunkowo miękką, a takie dziś spotykamy coraz częściej (w imię mniejszej ilości plastiku). Wreszcie wyjście czwarte (dla sprytnych): odrywamy nakrętkę tylko częściowo. Wówczas wystarczy użyć mniejszej siły, nie przeszkadza ona tak bardzo w piciu, ale rośnie ryzyko skaleczenia przez ostre końcówki.