Nasze drogie zwierzaki
Nasze drogie zwierzaki. 35 tys. zł u weterynarza? Zdarza się. Skąd te ceny?
Najpierw do lecznicy Dobry Wet w Bobrowcu Tomasz M. przywiózł dwa 4-miesięczne szczeniaki. Test wykazał parwowirozę, bardzo ciężką i często śmiertelną chorobę, na którą jednak są skuteczne szczepienia. Tylko że żaden z maluchów nie był zaszczepiony, a Tomasz M. przyznał, że był z nimi na giełdzie w Słomczynie, gdzie mimo zakazu pseudohodowcy handlują szczeniakami. Chore maluchy zostały w szpitalu. Piaseczyńska lecznica, jedna z niewielu w stolicy i okolicach, która leczy parwowirozę, ma drugi, osobny szpital dla zakażonych zwierząt, bo choroba jest niesłychanie zaraźliwa. Przekonał się o tym Tomasz M., bo już za chwilę chore miał wszystkie psy. – Co kilka dni przyjeżdżał z kolejnymi, już dorosłymi – mówi właścicielka lecznicy dr Patrycja Kurska. – Tylko jeden z nich otrzymał jedną dawkę szczepienia przeciwko wirusowym chorobom zakaźnym. W dodatku tym najtańszym preparatem, o którym my, lekarze weterynarii, nie mamy dobrego zdania, bo po tej szczepionce zwierzęta i tak często chorują. Tymczasem do pełnej odporności każdy szczeniak musi dostać trzy dawki w odstępach trzytygodniowych, najczęściej szczepi się według schematu 6, 9 i 12 tygodni. A potem co roku powtarza jedną dawkę przypominającą.
Tomasz M. przedstawił w lecznicy potwierdzenie przelewu na 8 tys. zaliczki na koszty leczenia, ale jak twierdzi dr Kurska, pieniądze nigdy nie wpłynęły na konto. Szczeniaki już wyleczone odebrał, w lecznicy zostały dwie dorosłe młode suki, które od początku były w najgorszym stanie. Ich leczenie trwało dwa i pół tygodnia. Właściciel zwierząt twierdzi, że lecznica odmówiła mu wydania psów, przetrzymując je niejako w zastaw za niezapłacone faktury i szantażując, że jeśli nie zapłaci długu i zaliczki na leczenie, czynności medyczne inne niż podtrzymujące życie będą wstrzymane, co może spowodować, że psy nie przeżyją.