Ko-ordynator
W polskich szpitalach pojawili się tzw. koordynatorzy. Co robią? To kolejna wielka improwizacja
Gdyby chcieć jednym słowem opisać, z czym na co dzień mierzą się pacjenci w ochronie zdrowia, byłoby to słowo chaos. – A my staramy się ten chaos uporządkować – mówi dr n. o zdrowiu Eliza Działach, prezeska Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Koordynatorów Opieki Onkologicznej ON-KO. Nie jest lekarzem, lecz specjalistką zdrowia publicznego: – Przeprowadzam chorych przez meandry systemu, umawiam na badania, szukam dla nich wolnych terminów.
Takich osób w polskiej ochronie zdrowia przybywa: koordynatorzy onkologiczni, koordynatorzy opieki nad kobietą w ciąży, kardiologiczni, bariatryczni (wspierający chorych ze skrajną otyłością, poddających się operacjom zmniejszającym żołądek). 20 lat temu tylko w szpitalach pozyskujących narządy do przeszczepień, na oddziałach anestezjologicznych i chirurgicznych współpracujących z Poltransplantem, można było spotkać koordynatorów donacyjnych i transplantacyjnych. Dziś coraz więcej dziedzin medycznych wykorzystuje tę nową grupę zawodową, pozwala bowiem ona wypełniać lukę, związaną z niedostatkami organizacyjnymi całego systemu. Generalnie – pojawiło się zapotrzebowanie na ludzi, którzy mają dość empatii, by spokojnie i kulturalnie rozmawiać z chorymi, a także więcej możliwości, aby organizować im ścieżkę leczenia.
W Krajowej Sieci Kardiologicznej, wzorem sieci onkologicznej, pojawiły się więc etaty dla takich osób jak pani Eliza, które będą pomagać pacjentom, by nie gubili się w systemie. – Do tej pory to dobrze się sprawdza w programie KOS-zawał – mówi prof. Robert Gil, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Chodzi o kompleksową opiekę specjalistyczną dla chorych po zawale serca. Ideą było to, aby nie tracić ich z oczu po takim incydencie. Przez lata było to polską zmorą, bo choć udawało się w pierwszych godzinach ratować 95 proc.