Parada parad
Parada parad i gorące spory pod tęczą. Dlaczego społeczność LGBT+ tak się podzieliła?
Nie minął miesiąc od zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska, a nad tęczowym świętem już zawisły czarne chmury. W styczniu założyciele odpowiedzialnego za organizację marszu Wolontariatu Równości odwołali z funkcji prezeski Julię Maciochę, powołując w jej miejsce szerzej nieznanego Rafała Dembego. Przeczuwając, co się święci, działaczka zawczasu przejęła social media Parady, a jej stronę internetową przekazała Fundacji Basta, którą założył, aby monitorować media pod kątem mowy nienawiści, Bart Staszewski (autor głośnego performansu o „strefach wolnych od LGBT+”).
Ikona kontra bankster
Ledwie aktywistka znalazła się na oucie, jej były zespół zgodnie zadeklarował, że nie podporządkuje się nowemu kierownictwu. Następnie zaś ruszył z publikacjami w social mediach, grzmiąc o „wrogim przejęciu”, zarzucając fundatorom „brak wizji” i wytykając Dembemu niewielkie doświadczenie organizacyjne. Z lubością podkreślano też karierę nowego prezesa w jednym z banków, snując narrację o „zawłaszczeniu Parady przez wielki biznes”.
Wersja Maciochy, znanej aktywistki, która przeprowadziła społeczność przez rządy PiS, z łatwością przebiła się do mediów. Dysponując zaś dotychczasowymi kanałami komunikacji, osoby związane do niedawna z Wolontariatem Równości wyznaczyły termin „prawdziwej” Parady na 22 czerwca. Organizacje pozarządowe natychmiast otrzymały od nich maila z prośbą o rejestrację platform, stoisk oraz grup marszowych… I zdębiały, bo ekipa Dembego zaproponowała termin o tydzień wcześniejszy.
– Byliśmy skonfundowani – wspomina Mateusz Sulwiński z poznańskiej Grupy Stonewall. – Było jasne, że zmiana na stanowisku prezesa dokonała się zgodnie z prawem, kwestionowano natomiast styl, w jakim do niej doszło.