Kilka zaraz naraz
Kilka zaraz naraz. Polskę gnębią „stare i dobrze znane” epidemie, system jest na krawędzi
Pięć lat po tym, jak świat wstrzymał oddech w obliczu pandemii covid, polski system opieki zdrowotnej znów staje w płomieniach. W kraju, który miał być przygotowany na kolejne kryzysy, pacjenci umierają na powikłania infekcji, przed którymi mogą chronić szczepienia. Znów szpitale ratują się dostawkami na korytarzach i wstrzymują planowe przyjęcia. W aptekach brakuje leków. Domy opieki zakazały odwiedzin. Przed szpitalnymi oddziałami ratunkowymi ustawiają się kolejki karetek, przychodnie pękają w szwach, a lekarze rodzinni pracują ponad siły.
Tym razem to nie tajemniczy patogen z Wuhanu, ale znane od dekad infekcje: grypa, krztusiec i RSV (Respiratory Syncytial Virus atakujący drogi oddechowe). – Sezon zakażeń właśnie osiągnął szczyt – mówi „Polityce” dr Paweł Grzesiowski, szef Głównej Inspekcji Sanitarnej. Według szacunków liczba zakażeń na grypę oscyluje obecnie wokół 100–120 tys. tygodniowo (do wątpliwej prawdziwości tych danych jeszcze wrócimy). – Ten szczyt zachorowań nie jest stromy jak szpic – wyjaśnia Grzesiowski. – Grypa będzie nas gnębiła jeszcze przez dwa–trzy tygodnie, zanim zacznie wygasać.
Ale wtedy nadal będą w natarciu inne wirusy przeziębień i może ponownie nadejść covid, pewnie w przebraniu nowej odmiany koronawirusa. Pytanie brzmi: czy nauczyliśmy się czegoś z poprzedniego kryzysu? Czy może jak w starym powiedzeniu: historia się nie powtarza, ale rymuje.
Ze stoperem w dłoni
Dr Adam Hermann, ordynator oddziału pediatrii ze Szpitala Specjalistycznego im. F. Ceynowy w Wejherowie, opisuje sytuację z typową dla lekarza precyzją i odrobiną czarnego humoru: – Od drugiego tygodnia stycznia mieliśmy nawał głównie grypy i RSV. Śmiałem się czasami, że jednego dnia grypa wygrała 7:5, a następnego RSV 8:3.