Polacy na tacy
Ile dziś znaczy „co łaska”? W jednych parafiach złote klamki, w innych bieda aż piszczy
Ksiądz Mieczysław jest zasadniczy, ksiądz Tadeusz zaś przedsiębiorczy. Dla pierwszego liczy się to, czy ktoś żyje po bożemu, dla drugiego bardziej liczy się pieniądz. Gdy więc ksiądz Mieczysław odmawia młodym ślubu przed ołtarzem (bo ich nie widywał w kościele) albo 19-latce nie chce ochrzcić dziecka (bo nieślubne), wierni załatwiają sprawę z księdzem Tadeuszem. Obaj duchowni są proboszczami, ich plebanie w zachodniej Polsce dzieli ledwie 17 km.
– Na papierze nikt nigdy cennika nie widział, ale stawki znają wszyscy – mówi Małgorzata. Dzięki poczcie pantoflowej jeden dowiaduje się od drugiego, że przy bierzmowaniu u ks. Tadeusza obowiązuje opłata 150 zł, przy komunii 500 zł, przy pogrzebie było 1 tys., przez inflację zrobiło się 1,5 tys. zł. Ludzie płacą, ale psioczą. – Zasadniczym problemem jest brak jawności i to, że gdy przychodzi do pieniędzy, obie strony, kapłani i wierni, grzeszą hipokryzją – komentuje ks. Kazimierz Sowa, autor książki „Niewierni wierni. Rozmowy o prawdziwym Kościele”.
Jedna dwudziesta trębacza
„Proszę, o ile to możliwe, przyjechać po mnie i po ministrantów autem 10 minut przed kolędą i potem nas odwieźć. Jeśli chodzi o posiłki, to z chęcią zjem, ale nie w każdym domu (…) tak mniej więcej w połowie i na końcu” – instruował z ambony ks. Kazimierz Cichoń z parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Przegędzy pod Rybnikiem. – Jeśli chodzi o picie, to piję tylko zwykłą czarną herbatę, bez żadnych dodatków, jeszcze taką słabszą (…). Jeśli chodzi o jakąś kolację, to najlepsza jest zimna płyta, bo wtedy zjem, co tam mogę, wybiorę sobie pojedyncze jakieś rzeczy. Pieczywo białe bez dodatków. Jeśli chodzi o jakieś ciasta, to najlepiej babka lub drożdżowe, jakieś lekkostrawne”.