Społeczeństwo

Nasłuchy z sądu. Ciocia Grażyna jednak nie żyje. Zabił, poćwiartował, ciała nie ma

Karl Pfeffer naradza się z adwokatem. Karl Pfeffer naradza się z adwokatem. Violetta Krasnowska / Polityka
Drugi już skład sędziowski badał sprawę 32-letniego Karla Pfeffera, oskarżonego o zabójstwo i poćwiartowanie ciała matki w 2020 r. w Warszawie.

Sprawa wyszła na jaw w przedziwny sposób. 27- letni wówczas Amerykanin Karl Pfeffer zjawił się niespodziewanie w 2021 r. w siedzibie FBI w Kalifornii i poinformował, że rok wcześniej w Polsce udusił swoją matkę Grethen, pokawałkował jej ciało, popakował w paczki, woził je taksówkami na most na Wiśle w Nowym Dworze Mazowieckim i wrzucał do rzeki. Sam dobrowolnie zgodził się na ekstradycję. Został przywieziony do Polski, wszczęto śledztwo. Ale przeszukanie rzeki, w które zaangażowały się również amerykańskie służby, nic nie dało – nie znaleziono szczątków jego matki. Ani, trzeba dodać, żadnych bezpośrednich dowodów na to, że do zbrodni w ogóle doszło. Poza tym, że kupił piłę i siatkę, w którą miał, jak mówił, zawinąć fragmenty ciała matki.

Karl Pfeffer: winny

Proces był poszlakowy, a jednak już drugi raz sąd orzekł „winny” i wydał ten sam wyrok – 25 lat więzienia. Choć tym razem dwie osoby z pięcioosobowego składu sędziowskiego chciały surowszej kary: dożywocia.

Gdy sędzia Agnieszka Wysokińska-Walczak ogłaszała wyrok, Karl Pfeffer, z fantazyjną, wypielęgnowaną fryzurą, z baczkami i bródką, z obojętną miną bawił się bransoletką z koralikami, którą zdjął z dłoni. Na jego twarzy nie widać było żadnych emocji. Tylko w jednym momencie – gdy sędzia, uzasadniając wyrok, mówiła o jego zaburzonej osobowości, o jego skrupulatnym wyliczeniu na 14 minut czasu duszenia matki i o dużych emocjach, jakie czuł do matki – zaczął się śmiać, kręcąc głową.

A jednak nie zabił matki pod wpływem emocji, mówiła dalej sędzia, tylko po prostu pewnej nocy „zdecydował się na pozbawienie jej życia”.

Reklama